Siedem lat pracy z chłopakami z rocznika 2006 - „jak z bicza strzelił”, czy też minęło niepostrzeżenie?
- Z perspektywy czasu patrząc wstecz mogę powiedzieć, że... czas mija nieubłaganie szybko! Ponad siedem lat temu tworzyłem grupę szkoleniową rocznika 2006. Po dwóch latach systematycznych treningów przekształciła się w czwartą klasę naszej Szkoły Podstawowej Mistrzostwa Sportowego. Przez kolejne dwa lata byłem asystentem Mariusza Gąsiorka. Następnie ponownie powierzono mi rolę pierwszego trenera grupy 2006. Wspólnie z Emilem Koścem mieliśmy pracować z drużyną przez rok. W tak zwanym międzyczasie zreformowano system edukacji i zostałem z chłopakami na kolejne trzy lata... do końca nauki w szkole podstawowej. W roku wieńczącym dzieło, w miejsce Emila, pojawił się trener Marcin Trzebuniak. Wiele od wspomnianych szkoleniowców się nauczyłem, wiele nauczyłem się od podopiecznych, wiele wspólnie doświadczyliśmy. Podczas niezliczonych treningów, turniejów, meczów, obozów, spotkań, analiz, rozmów itp. byłem świadkiem tego, jak zafascynowane piłką nożną dzieci dorastały i zmieniały się.
Ilu ludzi przewinęło się w tym czasie przez grupę?
- Relatywnie niedużo. Grupę 2006 tworzyłem ponad siedem lat temu, w oparciu o chłopców wywodzących się z naszej „szkółki niedzielnej”. 20-stu z nich trafiło do naszej szkoły, w tym osiemnastu do ówczesnej klasy czwartej. Z tej osiemnastki, w najbliższy piątek, trzynastu będzie już absolwentami SMS Rekordu. Jeśli dodam do tego kolejnych trzech uczniów-piłkarzy, którzy dołączyli do nas podczas naboru do czwartej klasy, to świadczy to o tym, że skupialiśmy się w ostatnich siedmiu latach przede wszystkim na pracy szkoleniowej, nie na selekcyjno-naborowej. Oczywiście pewne rotacje, wynikające z różnych względów w klasie były. Podczas mojej pracy z grupą na etapie szkolnym kilku chłopaków podjęło decyzję o zmianie otoczenia i opuściło nasze szeregi, kilku zdecydowało się na dołączenie do Rekordu.
Jakie najistotniejsze elementy piłkarskich umiejętności posiedli, jakie wartości pozasportowe przyswoili…
- Przez ostatnie trzy lata pracowaliśmy w oparciu o określony model. Każdy z mezocykli składał się z sześciu mikrocykli: trzech dotyczących fazy atakowania, trzech fazy bronienia. Natomiast naszym głównym sposobem komunikacji z zespołem były środki treningowe, niemal wszystkie miały wspólny mianownik – odnosiły się do środowiska naturalnego dla piłkarza, czyli gry.
Tym, co charakteryzowało naszą grę w ostatnich latach był określony styl budowania gry. Styl niosący ze sobą pewne ryzyko, wymagający od zawodników określonego poziomu umiejętności i odwagi. Styl oparty o podania po podłożu, a zatem ciągłe budowanie linii podania i podejmowanie decyzji. Mieliśmy w pewnym okresie problemy, podobnie jak podopieczni Paulo Sousy w ostatnim meczu ze Słowakami, z etapem kluczowym, czyli rozwinięciem ataku i finalizacją, z zachowaniami w strefie wysokiej. Natomiast jak mawiał Leo Beenhakker: step, by step. Najpierw fundament, potem reszta. Na ostatni rok naszej współpracy założyłem sobie nadbudowanie wypracowanych zasad. Wiemy, jaki to był rok. Czasu na wprowadzanie nowych rozwiązań było mniej niż zakładałem, natomiast efekt końcowy oceniam pozytywnie. Do stylu gry, który nas charakteryzował dołożyliśmy kilka istotnych alternatyw. Staliśmy się bardziej elastyczni, mniej przewidywali. Częściej korzystaliśmy w rozwiązań zaczerpniętych z gry bezpośredniej, zwracaliśmy większą uwagę na zachowania przeciwnika. Zespół miał zbierać informacje z boiska i reagować na zaistniałą sytuację. Budowanie gry w oparciu o konkretne zasady nadal nas charakteryzowało, stanowiło fundament, ale wachlarz rozwiązań taktycznych mieliśmy zdecydowanie większy, co miało duży wpływ na nasze zachowania w strefie wysokiej. Funkcjonowanie zespołu w ostatnich meczach rundy oceniam bardzo pozytywnie. Zbliżyliśmy się do mojej idei gry... Nie mylić z ideałem!
Odpowiadając natomiast na drugą część pytania, wspólnie z Emilem Koścem obraliśmy trzy lata temu kurs na pedagogikę nielinearną, na oddawanie części odpowiedzialności za proces treningowy i proces nauki zawodnikom. Dążyliśmy do upodmiotowienia ucznia-zawodnika. Dla naszych podopiecznych to było coś nowego, podejście, z którym wcześniej nie mieli do czynienia w szkole i na treningu. Z przebiegu końcowego etapu tego procesu nie mogę być zadowolony. Przez kilkanaście miesięcy jego realizacja była zaburzona przez pandemię. Natomiast jest to droga, którą warto podążać.
Najradośniejsze wspomnienie/a z tych lat?
- Nie jest łatwo z siedmiu wspólnie przepracowanych lat wybrać tylko kilka momentów. Człowiek zazwyczaj zapamiętuje te, które wiążą się z silnymi emocjami. Natomiast w moim przypadku, staram się nad emocjami w każdym momencie panować, dlatego trudniej mi sięgnąć pamięcią wstecz. Wspomnień mam jednak dużo. Te najświeższe dotyczą meczów wieńczących naszą współpracę, czyli zakończoną niedawno rundę. Tak jak wspomniałem. W dużym uproszczeniu rzecz ujmując, na boisku widziałem zespół, który swoim funkcjonowaniem zbliżał się do mojej idei gry. Jestem dumny z drużyny. To bezapelacyjnie stanowi dla mnie najradośniejsze wspomnienie, ponieważ stanowi efekt wykonanej przez nas pracy.
Co jeszcze? Początkiem bieżącego roku w Górznie, przy dużym współudziale trenera Samuela Jani, zdobyliśmy mistrzostwo Polski w futsalu. Dla chłopaków to było duże przeżycie i ogromna radość. „Na świeżo” w pamięci mam także obóz w Barcelonie, wizyty w La Masii i na Camp Nou oraz trudny pod względem pracy szkoleniowej pandemiczny okres. Obejmując pamięcią siedem lat, odświeżyłem ją sobie niedawno z pomocą zdjęć i materiałów wideo, mam przed oczami niezmąconą okolicznościami, których doświadcza zawodnik w wieku trampkarza na boisku i poza nim, radość z gry w piłkę nożną.
Na koniec – sportowa ocena ostatniego półrocza Waszej współpracy, patrząc przez pryzmat ligi….
- Do tego pytania odniosłem się w pewnych aspektach już wcześniej. Wynik jest w sporcie młodzieżowym ważny, ale nie jest najważniejszy. W mojej ocenie istotniejszy jest sposób, w jaki dąży się do osiągnięcia korzystnego rezultatu. Wygranie meczu nie stanowiło dla mnie nigdy celu samego w sobie. Traktuję wynik nie jako cel, ale jako efekt. Praca wykonana przez zespół, nie tylko w ostatnich miesiącach, ów efekt przyniosła. Końcówka rundy była dla nas udana. Punktowaliśmy systematycznie, a co najważniejsze prezentując oczekiwany przeze mnie sposób rywalizacji sportowej. Progres w naszym funkcjonowaniu, pomimo trudnego okresu naznaczonego różnorakimi ograniczeniami, jest widoczny i zadowalający.
Jestem dzisiaj innym człowiekiem, inny trenerem niż siedem lat temu. Korzystając z okazji chciałbym podziękować wszystkim osobom związanym z grupą rocznika 2006 na przestrzeni minionych siedmiu lat. Dziękuję szkoleniowcom, z którymi wspólnie pracowaliśmy z zespołem. Dziękuję rodzicom, na współpracę z którymi nigdy nie mogłem narzekać. Pamiętam, że w pierwszych latach naszej współpracy, gdy Wasze pociechy potrzebowały większego wsparcia, zawsze przy nich byliście. Zawsze mogłem na Waszą pomoc i zaangażowanie liczyć również ja. Dziękuję chłopakom! Panowie, niezależnie od tego jakie decyzje dotyczące swojej przyszłości podjęliście, często bardzo świadome, za wszystkich z Was będę mocno trzymał kciuki. Spełniajcie marzenia! „Ważne są tylko te dni, które przed nami”.
TP/foto: MŁ