Jak widać po końcowym rezultacie – dla bielszczanek niemożliwe nie istnieje.
Przed starciem z liderkami Orlen Ekstraligi, obrończyniami tytułu mistrzowskiego wydawało się, że wszystkie atuty są po stronie katowiczanek. I gdy w 15. minucie w słupek bielskiej bramki przymierzyła Karolina Bednarz niemal wszyscy wyczekiwali gola dla GKS-u, na wagę otwarcia wyniku. Tymczasem w upływem minut żaden ze strzałów zespołu gości, żaden z licznych stałych fragmentów nie przynosił spodziewanego gola. Fakt, bielszczanki dwoiły się i troiły w defensywie, starały się za wszelką cenę ograniczyć pole działania Dżesiki Jaszek oraz skrzydłowych, niemniej przewaga rywalek była bezsporna.
Już bezbramkowy rezultat do przerwy był swego rodzaju niespodzianką, w której urzeczywistnienie „rekordzistki” zaczęły wierzyć z każdą, niewykorzystaną okazją przez katowiczanki. W 53. minucie z bliska spudłowała Anita Turkiewicz. Cztery minuty później Gabriela Grzybowska przegrała pojedynek z Izabelą Sas. Na marginesie, bramkarka Rekordu rozegrała najlepsze spotkanie, odkąd przywdziewa biało-zielone barwy. To były najbardziej klarowne z sytuacji wykreowanych przez ekipę gości. Trener GKS-u Karolina Koch oszczędnie dysponowała zmianami, najwyraźniej wierząc, że osiągnięta przewaga w końcu musi poskutkować golem. Nic bardziej mylnego, pod koniec spotkania rozsądnie i ofiarnie broniące się „rekordzistki” – na miarę możliwości i posiadanego zasobu sił – starały się przesunąć szyki obronne jak najbliżej połowy rywalek. Tym zaskoczyły ekipę ze stolicy Górnego Śląska, na równi z determinacją i boiskowym zaangażowaniem.
TP/foto: MŁ
Rekord Bielsko-Biała – GKS Katowice 0:0
Rekord: Sas – Cygan (76. Garcia), Lichwa, Witkowska, Zając (69. Jendrzejczyk), Sudyk, Glinka, Gulec (69. Szafran), Gąsiorek, Dębińska (46. Gutowska), Długokęcka (82. Sunday)