Przełamania złej passy w Cygańskim Lesie nie było.
Początek meczu, zgodnie ze słowami drugiego trenera Michała Majnusza, nie wskazywał na to, aby „rekordzistki” nosiły w swojej głowie ślady porażki z Czarnymi Sosnowiec i Pogonią Szczecin. Plan wydawał się klarowny – szukać wolnych przestrzeni pomiędzy zawodniczkami Śląska Wrocław oraz wybiegać za ich plecy. Te aspekty, z połączeniem wysokiego pressingu, wydawały się znacząco deprymować wrocławianki i wybijać z rytmu. Cierpliwość Śląska okazała się jednak kluczem do ich zwycięstwa. Dość powiedzieć, że do 29. minuty spotkania nie widzieliśmy stuprocentowej sytuacji po żadnej ze stron. Dopiero wtedy Karolina Gec pokazała do czego jest zdolna – choć przyjęcie piłki odbiegało od ideału, tak już sam strzał? Nie pozostawiał złudzeń, że nogę K. Gec ma ułożoną idealnie. Mogło się wydawać, że zawodniczki z Dolnego Śląska pójdą za ciosem, jednak nie tyle, co schowały się do defensywy, co z dużym wyczuciem i spokojem operowały piłką, często wykazując się ogromnym zaufaniem do swojej bramkarki – Hanny Wieczerzak, zresztą z wzajemnością. Bielszczanki swoje sytuacje miały głównie za sprawą bardzo dobrze pracujących w pierwszej linii Katarzynie Jaszek oraz Julii Gutowskiej (na zdjęciu), które dawały sygnał pozostałym koleżankom do śmielszych poczynań. Jednak najbliżej strzelenia bramki dla gospodyń, w pierwszej części spotkania, miała Maja Szafran, która w 38. minucie zdecydowała się na strzał z okolic 25 metra. Piłka nabrała takiej rotacji, że w ostatniej chwili spadła na poprzeczkę bramki.
W przerwie spotkania, w szatni „rekordzistek”, musiały paść słowa o cierpliwości i dokładności, jednak początek drugiej połowy potwierdził tylko, jak wyrachowane w swoich poczynaniach są wrocławianki. Po niedokładnym podaniu Magdy Piekarskiej do Igi Witkowskiej do piłki dopadła Joanna Wróblewska, która chciała obsłużyć prostopadłym podaniem Marcelinę Buś. Pech chciał, że choć Małgorzata Lichwa piłkę wślizgiem przecięła, to ta spadła wprost pod nogi nabiegającej Patrycji Kozarzewskiej. Była zawodniczka GKS-u Katowice nie zastanawiała się długo i w drugim kontakcie z piłką oddała mocne, płaskie uderzenie na bramkę Kingi Ptaszek. Debiutująca w barwach Rekordu bramkarka nie miała nic do powiedzenia przy tym strzale. W ten sposób w 49. minucie spotkania na tablicy widniał wynik 0:2. Z bielszczanek na parę chwil wyraźnie uszło powietrze. Sygnał do ataku w 56. minucie dała jednak Katarzyna Jaszek, która trafiła w słupek bramki gości. Można się zastanawiać, jak potoczyłby się dalej mecz, gdyby wtedy biało-zielone złapały bramkowy kontakt z rywalkami. W 67. minucie przyjezdne wyprowadziły trzeci cios. Prostopadłego podania od K. Gec nie zdołała przeciąć M. Lichwa, a świetnie wybiegająca na pozycję Paulina Guzik „podcinką” ulokowała piłkę w bramce. Piłka nożna, co prawda, już nie takie rzeczy widziała w swojej historii, jak odrobienie trzybramkowej straty, ale wrocławianki pozwoliły sobie na utratę skupienia tylko raz. W 69. minucie, J. Gutowska świetnie urwała się ich defensywie i wygrała pojedynek sam na sam z H. Wieczerzak
W 85. minucie doszło do groźnie wyglądającego zdarzenia, kiedy to po zamieszaniu w polu karnym M. Lichwa uderzyła głową o murawę i przez dłuższy czas nie podnosiła się z boiska. Bielskiej defensorce życzymy szybkiego powrotu do zdrowia.
Rekord Bielsko-Biała – Śląsk Wrocław 1:3 (0:1)
0:1 Gec (29. min.)
0:2 Kozarzewska (49. min.)
0:3 Guzik (67. min.)
1:3 Gutowska (67. min.)
Rekord: Ptaszek – Cygan, Lichwa (88. Glinka), Gąsiorek, Olejniczak, Bednarek (60. Czarnecka), Jendrzejczyk (46. Piekarska), Szafran (46. Witkowska), Gulec, Jaszek (60. Długokęcka), Gutowska
WB/foto: MŁ