W Bielsku-Białej takiego meczu jeszcze nie widziano. Zanim wyłoniono zwycięzcę tysięczna publiczność obejrzała sześć goli, 120 minut gry oraz 14 serii rzutów karnych!
Sensacja była o włos, a ekstraklasowa Pogoń najadła się strachu w spotkaniu o awans do 1/8 finału Fortuna Pucharu Polski. W dużej mierze szczecinianie sami sobie byli winni, że zmuszeni zostali do ponadplanowego wysiłku. Minimalistyczne podejście w grze gości rzucało się w oczy głównie w pierwszej części spotkania. Tuż po rozpoczęciu meczu defensywę zespołu z Grodu Gryfa postraszyli Tomasz Nowak i Szczepan Mucha. Niejako w rewanżu bliski otwarcia wyniku był po drugiej stronie Sebastian Kowalczyk, którego strzał z niewielkiej odległości zdołał sparować Jakub Szumera. Po takim starcie kibice już ostrzyli sobie apetyty na jeszcze większe emocje, a tymczasem nastała kilkudziesięciominutowa „flauta”. Niby grę prowadzili podopieczni Jensa Gustafssona, znacznie częściej utrzymywali się przy piłce, oddali szereg dośrodkowań w pole karne, jak i parę niespecjalnie groźnych strzałów. Wszystko to jednak odbywało się w dość powolnym, jednostajnym tempie i w przewidywalny dla gospodarzy sposób. Broniąc dostępu do własnej bramki z maksymalnym zaangażowanie „rekordziści” nie dopuścili do poważniejszego zagrożenia pod własną bramką. Z godnych odnotowania wydarzeń wspomnieć należy o twardym starciu przy linii bocznej Kacpra Kasprzaka z Pawłem Stolarskim, w efekcie którego obaj przedwcześnie zakończyli udział w spotkaniu.
Po kardynalnym błędzie Arkadiusza Krysika w „szesnastce” Rekordu do świetnej sytuacji doszedł Jean Carlos, który jednak chybił celu z 8-9-ciu metrów. Ta niewykorzystana sytuacja jakby utwierdziła granatowo-bordowych, że nawet bez przyspieszenia tempa gry i tak w końcu obejmą prowadzenie, a finalnie bez kłopotu wywiozą z Cygańskiego Lasu zwycięstwo. I tu spadł na głowy szczecinian cały „wodospad” lodowatej wody. Dokładnie, jak pisaliśmy w przedmeczowej zapowiedzi, biało-zieloni mieli w sobie w tym meczu twardość lwa i przebiegłość lisa. Bielski sztab szkoleniowy dostrzegł już w pierwszej części meczu, iż przy tzw. stałych fragmentach gospodarzy, golkiper Pogoni – Bartosz Klebaniuk, czyha na wrzutki z dala od własnej bramki. Jakież było zaskoczenie, wręcz szok, kiedy T. Nowak przy rzucie wolnym spod linii środkowej boiska przelobował bramkarza silnym i precyzyjnym uderzeniem! Nie pierwszy raz w Cygańskim Lesie z głośników popłynęło: „takie gole tylko przy Estadio Startowa”. Ku całkowitemu zaskoczeniu kibiców, a przede wszystkim graczy Pogoni „rekordziści” poszli za ciosem. W 58. minucie poprzeczkę bramki przyjezdnych obił Sz. Mucha, a kilkadziesiąt sekund później w słupek przymierzył Konrad Kareta. I w końcu doczekaliśmy eksplozji radości na bielskiej części trybun. Nieuchwytny dla obrony Sz. Mucha w końcowej fazie kontrataku „przełożył” sobie Konstantinosa Triantafyllopoulosa i podwyższył prowadzenie ekipy Dariusza Mrózka. Na nieszczęście Rekordu riposta zespołu z Zachodniego Pomorza nastąpiła relatywnie szybko. Po dośrodkowaniu Michała Kucharczyka piłkę w bramce ulokował Luka Zahović. Jak się finalnie okazało słoweński napastnik okazał się prawdziwym mężem opatrznościowym dla ekstraklasowca. Po długotrwałym biciu głową w bielski mur wychowanek Valencii doprowadził do wyrównania w drugiej minucie doliczonego czasu gry.
Po takim ciosie wydawało się, że w kontekście dogrywki trzecioligowcy opadną z sił. I co tu ukrywać, jej pierwsze minuty zdawały się potwierdzać powyższą tezę. W polu karnym bielską obroną „zakręcił” Kamil Grosicki, a wspomniany L. Zahović skompletował hat-trick’a. Konia z rzędem temu, kto wówczas wierzył, iż biało-zielonych stać na jeszcze jeden zryw. I po raz kolejnym niedowiarkom przytarł nosa T. Nowak. Znów dały o sobie znać spryt i chłodna głowa lidera gospodarzy, który nie celebrował rozegrania rzutu wolnego. W mgnieniu oka piłka trafiła w „szesnastkę”, do Daniela Ferugi, który natychmiast odegrał ją do wbiegającego Seweryna Caputy, który bez trudu doprowadził do sensacyjnego 3:3. Wszystko odbyło się w takim tempie i z taką łatwością, że postronny, nieobeznany w realiach obserwator mógłby zapytać: a który z zespołów występuje w Ekstraklasie? Jak nietrudno było przewidzieć już do ostatniego gwizdka Sebastiana Krasnego bielszczanie heroicznie bronili remisowego wyniku. Szczecinianie oczywiście naciskali, ale wyszukanych sposobów w tej ofensywie trudno się było dopatrzeć.
O awansie musiał zatem rozstrzygnąć konkurs „jedenastek”. Zaczęło się niefartownie dla naszej drużyny, bowiem strzał K. Karety obronił B. Klebaniuk. Po kilku celnych uderzeniach z rzutów karnych z obu stron, „schemat” przełamał J. Szumera, broniąc uderzenie z „wapna” Rafała Kurzawy. Kuriozalny przebieg miała dziesiąta seria, w której główne role odegrali obaj bramkarze. Golkiper Rekordu trafił w poprzeczkę, by za moment w pełni się zrehabilitować przy strzale swojego vis-a-vis. W ostatniej, 14-stej serii B. Klebaniuk sparował odbił piłkę po strzale Sidy’ego Camary. R. Kurzawa przy drugim podejściu już się nie pomylił.
Niedosyt, smutek, rozczarowanie…, pewnie jeszcze kilku synonimów po porażce w takich okolicznościach moglibyśmy użyć. I miałoby to pełne uzasadnienie. Zdarzyła się jednak rzecz niezwykła, nawet na płaszczyźnie tak nieprzewidywalnej, jak sport. Zdecydowanie większymi bohaterami są po tym spotkaniu zwyciężeni, a nie triumfatorzy. Jakiekolwiek porównania, sportowe, organizacyjne czy finansowe, przed- i pomeczowe, trzecioligowego Rekordu z ekstraklasową Pogonią nie mają sensu. Ale jest jeszcze murawa boiska, na której bielszczanie zapisali piękną historię. Zapewne przez jakieś 24 godzimy, może nieco dłużej o meczu z udziałem „rekordzistów” futbolowa Rzeczpospolita będzie opowiadać, pisać, pokazywać „w internetach”. To minie, ale miejsce historii, nie tylko klubowej, pozostanie…
PS. Jeszcze jeden statystyczno-historyczny wątek. Kiedy piłkarze rozpoczynali 14-stą serię rzutów karnych, zegar wskazał, iż mecz przekroczył 180 minut trwania!
TP/foto: MŁ
Rekord Bielsko-Biała – Pogoń Szczecin 3:3 (0:0, 2:2), rzuty karne 11:12
1:0 Nowak (55. min)
2:0 Mucha (64. min)
2:1 Zahović (67. min)
2:2 Zahović (92. min)
2:3 Zahović (95. min)
3:3 Caputa (110. min)
Rekord: Szumera – Kareta, Pańkowski, Krysik, Żołna (85. Feruga), Wyroba, Nowak, Kasprzak (34. Nocoń), Twarkowski (73. Caputa), Wróbel (73. Camara), Mucha (73. Waluś)
Pogoń: Klebaniuk - Stolarski (39. Kucharczyk), Triantafyllopoulos, Malec, Borges (74. Wędrychowski), Grosicki, Drygas, Kowalczyk, Dąbrowski (74. Fornalczyk), Jean Carlos, Zahović