Rekord Bielsko-Biała – Ślęza Wrocław 3:0 (2:0)
1:0 Ciućka (2. min., głową)
2:0 Ciućka (19. min.)
3:0 Nowak (48. min., z rzutu karnego)
Rekord: Żerdka – Kareta (79. Batelt), Pańkowski, Madzia, Żołna, Twarkowski (90. Kasprzak), Nowak, Caputa, Kasprzyk (73. Sobik), Ciućka (79. Wróbel), Mucha (73. Kowalczyk)
Ślęza: Wąsowski – Pisarczuk (72. Tomaszewski), Traczyk (46. Vinicius), Bohdanowicz, Hawryło (72. Kotyla), Fediuk (37. Wawrzyniak), Afonso, Stępień (82. Krukowski), Niewiadomski, Samiec, Muszyński
Sędzia: Bobrek (Małopolski ZPN)
Żółte kartki: Samiec (78. faul), Tomaszewski (86., niesportowe zachowanie), Kotyla (89., zagranie ręką), Muszyński (90., faul) - Ciućka (54., faul), Pańkowski (83., faul)
Ślęza przestała „śrubować” swój rekord kosztem…, Rekordu! W przedmeczowej zapowiedzi pisaliśmy: „rekordziści” muszą wykazać się nie tylko maksymalnym zaangażowaniem i żelaznym zdrowiem, ale i koncentracją na możliwie najwyższym poziomie. Żadnego z tych elementów w środowej potyczce biało-zielonym nie zabrakło.
Gospodarze zaskoczyli wrocławian już na samym starcie spotkania, kiedy p świetnej wrzutce Seweryna Caputy celną główką Jakuba Wąsowskiego zaskoczył Jan Ciućka (na zdjęciu). Na moment przyjezdni stracili rezon i pewność swoich poczynań, by po kilku minutach odzyskać inicjatywę w środku pola. Z przewagi w posiadaniu piłki przez gości przez długie minuty niewiele wynikało, a to głównie za sprawą niesłychanie mobilnych w defensywie „rekordzistów”. Można było mieć obawy o szczelność bielskiej defensywy, gdy z problemami zdrowotnymi zmagał się Konrad Kareta. Kiedy spodziewano się, iż obrońca Rekordu przedwcześnie zakończy spotkanie, ten wyprowadził z pozoru szalony kontratak gospodarzy. K. Kareta nie dość, że zdołał przechwycić piłkę na własnej połowie, przedrzeć się przez szyki obronne Ślęzy, to jeszcze obsłużyć otwierającym podaniem J. Ciućkę. Napastnik Rekordu znów był nieuchwytny dla obrońców, a celne trafienie w tzw. krótki róg z perspektywy trybun wydawało się banalnie proste.
Od tego momentu gracze ze stolicy Dolnego Śląska wręcz zdwoili wysiłki w ofensywie. Bielski mur pozostawał jednak nienaruszony, w czym spora zasługa nie tylko obrońców i bramkarza, ale również Tomasza Nowaka i Bartłomieja Twarkowskiego, którzy w znaczącej mierze skoncentrowali się na pracy w defensywie. Był tylko jeden moment, jednak sytuacja, po której piłkarze Ślęzy bardzo realnie mogli myśleć o golu kontaktowym. W 43. minucie, w sytuacji sam na sam z Krzysztofem Żerdką zawiódł Piotr Stępień. To był ostatni z wielu bardzo ciekawych akcentów emocjonujących trzech kwadransów pierwszej połowie.
Druga, podobnie jak premierowa część, rozpoczęła się dla bielszczan w sposób wymarzony. Ze skrzydła Kamil Żołna zagrał piłkę w pole karne do wbiegającego Szczepana Muchy, tyle że tor lotu futbolówki ręką przeciął Hubert Muszyński. Słusznie podyktowaną „jedenastkę” na gola zamienił niezawodny T. Nowak. Tym trafieniem „rekordziści” faktycznie „zamknęli” mecz. Jasne, że nadal sporo działo się, szczególnie pod bielską bramką. W 69. minucie Robert Pisarczuk z rzutu wolnego oraz Mikołaj Wawrzyniak, kąśliwym uderzeniem już w doliczonym czasie gry, sprawdzili dyspozycję K. Żerdki. W 88. minucie z bliska spudłował Adrian Niewiadomski. Generalnie jednak spotkanie nie było już tak ekscytujące, tak atrakcyjne dla oka kibiców. Górę wzięła taktyka! Lepsza, skuteczniejsza okazała się ta obrana przez ekipę Dariusza Mrózka. Bielszczanie do maksimum starali się ograniczyć, zneutralizować poczynania wrocławian na własnej połowie. Poza opisanymi wcześniej kilku sytuacjami byli w tej materii niemal bezbłędni. Z kolei podopieczni Grzegorza Kowalskiego nacierali, naciskali, czynili to jednak zbyt schematycznie i przewidywalnie. Trochę tak, jakby zespół gości pokładał całą wiarę w to, że samo wejście na boisko po przerwie Viniciusa odmieni losy i rezultat spotkania.
Tego dnia, w tym konkretnym spotkaniu, „rekordziści” byli zbyt dobrze usposobionym zespołem, by dać się ograć nieszczególnie wyszukanymi środkami. Motywacja i chęć przerwania niechlubnej serii dziewięciu spotkań bez wygranej ze Ślęzą także zrobiła swoje…
TP/foto: Paweł Mruczek