Niemożliwe nie istnieje! „Rekordziści” doprowadzili do decydującego starcia, niedzielnego półfinału „numer trzy”!!!
W jakimś stopniu sobotni rewanż był sportową kopią środowej potyczki w Bielsku-Białej, gdyż mieliśmy 50-ciomiutowy bój z dogrywką i rozstrzygnięcie po rzutach karnych, ale…
Trudna sytuacja kadrowa bielszczan, u których zabrakło Michała Marka i Kamila Surmiaka (kontuzje) oraz Martina Došy (nadmiar żółtych kartek), w trakcie spotkania stała się jeszcze bardziej skomplikowana. Gustavo Henrique zaliczył ledwie symboliczny udział w meczu, natomiast Matheus opuścił boisko w 27. minucie. Obu z gry wykluczyły urazy mięśniowe. Mimo tych przeciwności, mimo iż kilku innych graczy nie było stuprocentowo zdrowych, biało-zieloni zademonstrowali coś, co najkrócej ujmując nazywa się charakterem… Co więcej, rewanż był bardziej wyrównanym spotkaniem, niż środowa konfrontacja.
Mających awans do ścisłego finału na wyciągnięcie ręki gliwiczan stawka chyba nieco usztywniła lub – co mniej prawdopodobne – nie nawykli do intensywnych zmagań w krótkim odstępie czasu. Natomiast bielszczanie byli zaskakująco aktywni w ofensywie, bardziej konkretni pod bramką Michała Widucha vide okazje Deli (1. i 8. min.), czy Mikołaja Zastawnika (6. min.). Natomiast w defensywie prym wiedli Stefan Rakić z… Erikiem Panesem. Ponieważ swoją robotę tradycyjnie należycie wykonywał w bielskiej bramce Bartłomiej Nawrat, gospodarze nie byli w stanie w żaden sposób przełożyć tzw. posiadania piłki na klarowne okazje strzeleckie.
„Piastunki” większą determinację w ofensywie zaprezentowały po przerwie, co było poniekąd naturalne wobec problemów ekipy Jesusa Lopeza Garcii. Nie ze względów zdrowotnych (na szczęście!), a taktycznych na początku drugiej części doszło do zmiany w bielskiej bramce, w której zameldował się Krzysztof Iwanek. Z wielu względów był to jeden z kluczowych momentów sobotniej rywalizacji. Wprawdzie golkiper Rekordu zaraz po wejściu zaliczył kilka nerwowych, niedokładnych zagrań przy kreowaniu gry, ale w dwóch, trzech przypadkach skończyło się na strachu. Z upływem minut było tylko lepiej, z momentami perfekcji.
Jeśli nie siłą mięśni, czy ludzi, to techniczno-taktycznym sposobem musieli „rekordziści” poszukać swojej szansy na przechytrzenie gospodarzy, którzy sami sprokurowali sobie groźną sytuację na wstępie 31. minuty. Po nieporozumieniu Janiego Korpeli z M. Widuchem goście egzekwowali rzut wolny z linii pola karnego. Niesygnalizowanie dogranie Pawła Budniaka (na zdjęciu tyłem) do M. Zastawnika, uderzenie przy dalszym słupku i - ku zaskoczeniu miejscowej publiczności - „rekordziści” objęli prowadzenie.
Spotkanie, w którym do tego momentu nie brakowało fauli, żółtych kartek, boiskowej „gadaniny”, a przerw w grze było w nadmiarze, stało się jeszcze bardziej nerwowe. Stres potęgował wypełniony przez oba zespoły limit dozwolonych pięciu przewinień. Dostrzegając u swoich podopiecznych niemoc w ataku, na sto sekund przed końcem podstawowego czasu gry, trener Juninho desygnował na parkiet Viniciusa Lazzarettiego w koszulce „lotnego” bramkarza. Zamysł gliwiczan powiódł się, po podaniu Edgara Vareli z bliska przymierzył do bramki Miguel Pegacha. Natychmiastowa riposta z „lotnym” M. Zastawnikiem takiego efektu nie przyniosła.
Tak jak nie dostarczyła goli 10-ciomiutowa dogrywka, w której wyraźną przewagę osiągnęli gliwiczanie. Nie mogło być inaczej, skoro dla bielszczan był to czwarty mecz w osiem dni, trzeci zakończony konkursem rzutów karnych, a w nim…
Trzy serie – bez strzeleckich pomyłek. Dla Rekordu trafiali: P. Budniak, M. Zastawnik i Miłosz Krzempek, dla Piasta: E. Varela, Breno Bertoline i M. Pegacha. Po celnym strzale Deli, silne uderzenie Dilla sparował K. Iwanek. Trafienie S. Rakicia zakończyło rywalizację. Kwestia wyłonienia finalisty MP odłożona została do jutra, do niedzielnego popołudnia (g. 16:00).
TP/foto: PP
Piast Gliwice – Rekord Bielsko-Biała 1:1 (0:0, 1:1); rzuty karne: 3:5
0:1 Zastawnik (31. min.)
1:1 Pegacha (40. min.)
Rekord: Nawrat (Iwanek) – Rakić, Dela, Zastawnik, Panes, Gustavo Henrique, Matheus, Budniak, Krzempek, Pawlus, Florek
