Punkt absolutnie zasłużony.
Bez m.in. Tomasza Nowaka i Mateusza Klichowicza (problemy zdrowotne) w składzie, z debiutującym w bielskiej bramce Wiktorem Kaczorowskim, „rekordziści” prezentowali się w pierwszej odsłonie zachowawczo, bez angażowania większych „sił i środków” w ofensywie. W tej materii warte odnotowania z pierwszej części były jedynie strzały z dalszej odległości m.in. Jana Ciućki i Daniela Świderskiego. Stawiając na defensywę można liczyć niemal wyłącznie na bezbramkowy rezultat, a i to prezentując się w tym zakresie bezbłędnie. Niestety, w tej materii przytrafiła się bielszczanom okupiona utratą gola pomyłka. Mikołaj Chaciński miał zbyt dużo swobody, oddając strzał z pola karnego Rekordu. Lepiej mógł się zachować parujący futbolówkę bramkarz, mogli szybciej zareagować kiepsko asekurujący obrońcy. W każdym razie pierwszy przy piłce znalazł się Kamil Koczy, dobijając z 5-6-ciu metrów do bramki.
Właściwej reakcji „rekordzistów” doczekaliśmy po przerwie. Przede wszystkim przez trzy kwadranse (z dodatkiem) drugiej odsłony nie było wśród biało-zielonych (tym razem na… czarno) nikogo, kto chowałby się za plecami partnerów. Każdy z obecnych na murawie wziął odpowiedzialność za swoją grę i kolegów. Przez długie minuty osamotniony w ataku D. Świderski doczekał wsparcia, dzięki czemu kaliscy obrońcy mieli znacznie więcej pracy, niż w pierwszej połowie. Goście na rozmaite sposoby próbowali sforsować defensywę KKS-u, w końcu lukę po lewej stronie znalazł Kacper Kasprzak. Nacierającego w polu karnym wahadłowego sfaulował K. Koczy. I choć Maciej Krakowiak wyczuł intencje strzelca, to finalnie D. Świderski doprowadził do wyrównania z jedenastu metrów.
Nawet jeśli w kolejnych kilkunastu minutach tempo gry uległo spowolnieniu, to można było odnieść wrażenie, że to ekipa z Cygańskiego Lasu jest nieco aktywniejsza, mimo niełatwych, wręcz tropikalnych warunków pogodowych. Dostrzegając słabość podopiecznych trener Marcin Woźniak desygnował na boisko aż czterech graczy z pełnym zasobem sił. No i dali się „rekordziści” zaskoczyć… Wydawało się się, że dośrodkowanie Jakuba Głaza jest złe, jest niedokładne. Tymczasem bielszczanie cofnęli się zbyt głęboko, dzięki czemu niepilnowany Nestor Gordillo oddał ultra-precyzyjny, płaski strzał z 18-stu metrów, lokując piłkę przy słupku. Jak to zazwyczaj bywa strona przegrywająca rzuciła wszystkie siły do ofensywy. Natomiast prowadzący z pełnym zaangażowaniem bronią dostępu do bramki, przez co rywal – jak to się zwykło określać – bił głową w mur. Dopiero w piątej minucie doliczonego czasu gry, po wrzutce z rzutu wolnego w okolice pola bramkowego, doszło do niemałego zamieszania. Dwukrotnie z refleksem interweniował M. Krakowiak, który był jednak bezradny wobec strzału głową nowego golkipera Rekordu. Że zacytujemy komentatorów TVP Sport: - "Kaczor" poleciał szczupakiem… To się nazywa debiut!
Pomeczowa opinia trenera – Dariusz Klacza: - Z trudnego terenu wywozimy cenny punkt, po fenomenalnym strzale Kaczorowskiego w ostatniej akcji meczu. Nasza gra przede wszystkim w ofensywie uległa znacznej poprawie. Po trudnych momentach przyszła w 95. minucie chwila, która - głęboko wierzę - będzie z nami częściej. Dzięki „Kaczor” i brawo zespół za wiarę do samego końca.
TP/foto: PM
KKS 1925 Kalisz – Rekord Bielsko-Biała 2:2 (1:0)
1:0 Koczy (27. min.)
1:1 Świderski (59. min., z rzutu karnego)
2:1 Gordillo (81. min.)
2:2 Kaczorowski (90+5. min., głową)
Rekord: Kaczorowski – Walaszek, Kareta, Bojdys (79. Wrona), Wojciechowski, Wyroba (90. Młocek), Ryś (90. Kempny), Kasprzak (79. Kamiński), Ciućka, Śliwka, Świderski