Szczególnie, gdy było się świadkiem czegoś niecodziennego. A cóż dopiero, jeśli było się bohaterem-kreatorem takiego wydarzenia. Właśnie dziś mija sześć lat od momentu, w którym futsalowcy Rekordu po raz pierwszy zasiedli na mistrzowskim tronie. To była nagroda za…, ale to najlepiej zawarli w kwintesencji swoich wypowiedzi (poniżej) ówcześni – kapitan drużyny – Piotr Szymura oraz szkoleniowiec bielszczan – Adam Kryger.
Zanim oddamy głos aktorom spektaklu z 19 kwietnia 2014 roku, kilku bohaterom całego sezonu, lapidarnie o sytuacji w tabeli przed meczem: Red Devils – Rekord. Na dwie kolejki przed końcem sezonu bielszczanie potrzebowali jednego punktu, aby „przystawić stempel” na pierwszym w historii klubu mistrzostwie Polski. W terminarzu czekała na biało-zielonych domowa konfrontacja z głogowskim Euromasterem oraz wcześniejsze starcie w mieście w Borach Tucholskich.
Naszych rozmówców pytaliśmy tyleż o impresje towarzyszące spotkaniu, co o meczowe detale, które pozostały w ich pamięci. Wspomnienie przed- i pomeczowych emocji – co naturalne – nasuwały się same.
- Czas niestety wszystko lekko zaciera i w pierwszej reakcji na pytanie trudno mi coś odtworzyć – przyznaje Piotr Szymura. - Ale jak tak dłużej zagłębiam się we wspomnienia, to pamiętam, że była to Wielka Sobota. Pamiętam też bardzo duże napięcie towarzyszące nam przez cały tydzień. Ale z drugiej strony, również taką pewność siebie i spokój, że to mistrzostwo zdobędziemy. Mieliśmy wtedy niesamowity kolektyw i tym wygraliśmy tamten mecz i całą ligę. Samo spotkanie wspominam, jako „szachy” z naszą przewagą udokumentowaną bramką Pawła Machury (prawą nogą!) po zagraniu z autu (chyba?) przez Honzę Janovsky’ego. A po meczu... pamiętam ogromny upust emocji. Jest chyba gdzieś takie zdjęcie, kiedy na kolanach drzemy się razem z Adamem Krygerem (śmiech). Obrazowo powiem, że wtedy chyba uszło ze mnie powietrze które gdzieś trzymałem w sobie od czasu naszego spadku z ekstraklasy dziesięć lat wcześniej. No i jeszcze jedno - w szatni chłopaki obcinali mi włosy... Przed sezonem obiecałem, że będą mogli to zrobić, jak zdobędziemy mistrzostwo. Każdy uciął kawałek... i później fryzjer miał co robić, aby to jakoś wyglądało (śmiech). Wówczas nie wiedzieliśmy, że za kilka miesięcy będziemy tak samo „strzyc” Adama Krygera, po awansie do Main Round Ligi Mistrzów... – ucieka do przyszłości kapitan mistrzowskiej drużyny.
Tamte godziny, „flesze”, chwile szkoleniowiec biało-zielonych wspomina tak…- Jakiegoś wielkiego strachu czy stresu nie było, w końcu nie wszystko zależało od wyniku meczu w Chojnicach – mówi Adam Kryger. - Mieliśmy w „zapasie” jeszcze jedno spotkanie. Nie musieliśmy w każdym razie niczego robić „na już”. Natomiast wychodziliśmy z założenia, że nie ma na co czekać, skoro los mieliśmy w swoich rękach. Oczywiście, trochę szkoda, że nie zdarzyło się to w naszej hali, przy naszych kibicach. To byłoby idealne, ale i tak radość była olbrzymia. Sam mecz… Red Devils zawsze byli niewygodnymi rywalami, ale według mnie dobrze podeszliśmy do tego spotkania. Był jeden przekaz, jedno hasło – grać i robić swoje. A założenie taktyczne – absolutnie nie bronić się! Fajnie się mówi, ale kiedy już prowadziliśmy 1:0 podświadomie cofnęliśmy się, zeszliśmy do defensywy. Końcówka była bardzo nerwowa. Ta myśl, że zaraz będziemy mieli w garści mistrzostwo Polski zaczęła nam „wiązać nogi”, piłka wręcz przeszkadzała w grze. Ale doświadczeniem i boiskowym obyciem dowieźliśmy to skromne zwycięstwo do końcowej syreny. Stało się to, co wydawało się niemożliwe. Tak sobie pomyślałem wtedy i podtrzymuję to do teraz – to mistrzostwo było taką nagrodą dla prezesa Janusza Szymury. Nagrodą za cierpliwość, konsekwencję, za to że zaangażował do Rekordu takich, a nie innych zawodników i trenerów. Skorzystam z okazji, przesyłając pozdrowienia dla prezesa i jego małżonki, dla wszystkich ludzi Rekordu, „od A do Z” – kończy, uprzejmy jak zwykle, trener pierwszej, mistrzowskiej ekipy.
Już jako zawodnik, ale i później w roli szkoleniowca, A. Kryger wyłamywał się ze schematów, nie trzymał się kurczowo utartych kanonów. Przykład? Przez większą część sezonu bramki Rekordu strzegł doświadczony Krystian Brzenk, w meczu z „Czerwonymi Diabłami” bronił jednak Aleksander Waszka. - Szczerze powiem, może nie wszystko już z tamtych dni pamiętam, ale podróż do Chojnic spędziłem spokojnie, bez stresu. Byłem na 100 procent przekonany, że będę grzać ławkę. Jednak trener postanowił, że to ja wyjdę w pierwszym składzie. Motywacji mi nie brakowało, wychodząc z szatni, w korytarzu zacząłem tak głośno się wydzierać, że zawodnicy z Chojnic spoglądali się na mnie jak na szaleńca. W meczu z Red Devils w mojej ocenie nie byliśmy faworytami. Samo spotkanie powinno zakończyć się remisem, ale wydaje mi się, że ta sytuacja przed meczem w korytarzu oraz jedna interwencja poza polem karnym, zadecydowały iż zostaliśmy mistrzami Polski, oczywiście nie zapominając o bramce „Machurki” – kwituje z uśmiechem od ucha do ucha golkiper gości.
Przywoływany do tablicy strzelec jedynego gola w spotkaniu, tak wspomina przebieg bramkowej akcji. - Toczyła się po lewej stronie boiska, na połowie drużyny z Chojnic – odtwarza sytuację Paweł Machura. - Podanie do linii bocznej dostał „Honza” i z pierwszej piłki zagrał do mnie do środka boiska, gdzie jak przez większość meczu starałem się dobrze stać (śmiech). Oczywiście podanie było za mocne (śmiech), więc piłkę miałem przy prawej nodze. Długo się nie namyślając, kopnąłem piłkę czubkiem buta, tzw. szpicem, w kierunku bramki i ku mojemu zdziwieniu ta wpadła między nogami bramkarza Red Devils do siatki. 1:0 i już wiedziałem, że nie wypuścimy tego mistrzostwa Polski, zwłaszcza że do pełni szczęścia wystarczył remis – konkluduje „na chłodno” P. Machura.
Równie istotną rolę na parkiecie hali przy ul. Huberta Wagnera miał do odegrania każdy z „rekordzistów”, w tym gracze uważani za aktorów tzw. drugiego planu. Jednym z takich był nieustępliwy i waleczny Łukasz Mentel. - Sam wyjazd do Chojnic zawsze należał do z najdłuższych, jeśli chodzi o czas – wspomina wychowanek Rekordu. - Ale akurat ten wydawał się wyjątkowo długi, człowiek chciał jak najszybciej wybiec na parkiet i spełnić marzenie z czasu, w którym zdecydowałem się o grę na parkiecie i rezygnacji z zielonej murawy. Zostając młodzieżowym wicemistrzem Polski, pod okiem Marcina Biskupa i Piotra Szymury, myślałem że awans do ekstraklasy z drużyną seniorów to będzie „coś”! Po paru latach otworzyła się jednak szansa na coś tak wielkiego ..., na spełnienie marzeń! Sam mecz był według mnie bardzo nerwowy, po każdym z nas było widać, o co gramy. Prowadząc 1:0 byliśmy bardzo skupieni na defensywie, co nie zmienia faktu, że zasłużyliśmy na wygraną. A po końcowym gwizdku? Piękna chwila, która na zawsze zostanie w mojej pamięci. To przeżycie, ten medal i sukces w dużej mierze zawdzięczam Marcinowi Biskupowi. Gdyby nie On, nie wiem czy mógłbym przeżyć taki moment – wspomina z nostalgią w głosie przedwcześnie zmarłego szkoleniowca popularny „Mentos.
Wspomnieniom „rdzennego” gracza Rekordu wtóruje Artur Popławski, rodowity sosnowiczanin, dziś mieszkaniec Bielska-Białej. Z biało-zielonymi świętował swój pierwszy, nie ostatni jak życie pokazało, tytuł mistrzowski. – Oczywiście, że pamiętam ten dzień – sięga myślą wstecz „Popy”. - Byliśmy w Chojnicach dzień wcześniej. Towarzyszyło nam duże skupienie i duża niepewność. Zresztą, tak jak cały mecz. Ten, niby z naszą przewagą, ale to było granie na takie typowe 0:0, jak na dużym boisku. A potem, zwycięstwo i szalona radość, a jak wiemy z Chojnic trochę kilometrów do domu jest do pokonania (śmiech). To była Wielka Sobota, ale na niedzielne, wielkanocne śniadanie wróciliśmy, podzieliliśmy się radością z najbliższymi! Nigdy tego nie zapomnę – deklaruje A. Popławski.
Na koniec reminiscencji tamten dzień odtwarza, dla siebie i dla nas, prezes klubu, główny architekt tego oraz późniejszych sukcesów – Janusz Szymura. - Jak zapamiętałem ten wieczór? Śledziłem w domu, przed ekranem, razem z żoną, transmisję meczu Rekordu w Chojnicach, emitowaną w stacji Orange Sport. Przyodziani w klubowe szaliki mocno trzymaliśmy kciuki. Żonę Bożenę kilka dni wcześniej odebrałem z kliniki w Katowicach po dziewięciu miesiącach wyczerpującego leczenia. Przez poprzednie lata bywała na większości naszych meczów futsalowych, a w tym mistrzowskim sezonie 2013/2014 nie było jej dane obejrzeć żadnego. Pamiętam wielką radość po bramce strzelonej, o dziwo prawą nogą przez Pawła Machurę oraz te bardzo wolno upływające sekundy do końca meczu. No i wreszcie koniec spotkania!!! Radość, satysfakcja i wręcz duma z całej drużyny, której kapitanem był syn – Piotr. Myślę, że była to prawdziwie mistrzowska drużyna, której zwycięskiego szlifu nadał bez żadnej wątpliwości trener Adam Kryger. Złoty medal, który trener przekazał mojej żonie po dekoracji w Bielsku-Białej, a który do dzisiaj jest zawieszony w eksponowanym miejscu w naszym domu – podkreśla z dumą sternik Rekordu.
Po Pucharze Polski i po Superpucharze, zdobytymi jeszcze w 2013 roku, był to kolejny triumf flagowej drużyny klubu, który obchodził wtedy swoje 20-lecie. Kolejny, ale pierwszy tak bardzo upragniony, wymarzony i drogocenny i o wartości nieocenionej. Jest bowiem tak, że na ów sukces Rekord wytrwale pracował przez lata i długie sezony. A to zostało opisane, to tylko jeden dzień, jeden mecz, a cała historia.
Skład Rekordu Bielsko-Biała – 2013/2014
Krystian Brzenk, Paweł Kurowski, Aleksander Waszka (bramkarze), Paweł Machura, Radek Polašek, Tomasz Dura, Michał Marek, Artur Popławski, Piotr Szymura (kapitan drużyny), Jan Janovsky, Piotr Bubec, Rafał Franz, Łukasz Mentel, Wojciech Łysoń, Andrzej Szłapa (grający II trener), Michał Hyży, Łukasz Biel oraz Adam Kryger (trener), Krzysztof Burnecki (kierownik drużyny), Artur Kaczkowski i Dariusz Spisak (fizjoterapeuci)
Tadeusz Paluch/foto: Paweł Mruczek i Chojnice.com
najbliższy mecz
poprzedni mecz
ul. Widok 12; 43-300 Bielsko-Biała