Futsal

„Magic” – dawne i nowe dzieje (część I)

Retrospektywnie i refleksyjnie, ale z oglądem na rzeczywistość, w obszernej rozmowie z Pawłem Budniakiem, kapitanem futsalowców bielskiego Rekordu.

 

Twoje początki w poważnej piłce to wpierw Janina Libiąż, Pasjonat Dankowice, z którego trafiłeś do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Tam miał miejsce Twój pierwszy kontakt z futsalem?

- Wcześniej było Jango Mysłowice, jeszcze przed SMS-em. To była taka historia… Brałem udział z kolegami w jakimś zimowym towarzyskim, amatorskim turnieju w Jaworznie, w którym udział startowało wspomniane Jango, jako jedyna, profesjonalna ekipa. Mierzyliśmy się z nimi dwukrotnie, najpierw w eliminacjach, a potem w finale. Pokazałem się z na tyle dobrej strony, że reprezentujący mysłowicki klub - Adam Kaczyński, zaprosił mnie na trening. Jako 15-latek pojechałem wówczas z Tatą i przypominam sobie, że wtedy pierwszy raz zetknąłem się z Pawłem Machurą oraz kilku innymi, w tamtym czasie uznanymi zawodnikami. Pawła zapamiętałem najlepiej, bo już wówczas był takim boiskowym „profesorem”.

 

Ale pierwszy, poważny „styk” z futsalem to bielska SMS i Rekord…

- Tak, dokładnie. Natomiast nie bardzo pamiętam okoliczności, oprócz tego, że było to okres późnej jesieni, po rozgrywkach na trawie, zostałem zaproszony na trening, w którym wziąłem udział, za przyzwoleniem Wojciecha Boreckiego, ówczesnego właściciela szkoły. Z tych pierwszych zajęć pamiętam Piotrka Szymurę, Wojtka Łysonia, Roberta Dąbrowskiego, czy Łukasza Groszaka, no i naszego aktualnego i niezastąpionego kierownika drużyny (śmiech) - Krzysia Burneckiego.

 

To rozjaśnijmy jeszcze jeden wątek historyczny z Twoim udziałem, skąd wziął się epizod z Deportivo Murcia?

- Będąc uczniem drugiej klasy liceum SMS-u po raz pierwszy pojechałem na konsultację kadry PZPN, w swoim roczniku. Wcześniej takich nie otrzymywałem, ponieważ jak ktoś stwierdził - byłem za niski. Za wiele nie podrosłem, ale powołania wreszcie doczekałem (śmiech). To było w Dzierżoniowie. Mam coś takiego, że gdy mecz obserwuje wielu ludzi, jest okazja do wykazania się, potrafię eksponować swojej walory. Pamiętam, że podzielono nas na dwie jedenastki, które rywalizowały z miejscową, chyba trzecioligową wtedy Lechią. W kwadrans strzeliłem trzy gole, w tym jednego głową. Tak przykułem uwagę, dzięki czemu otrzymałem powołanie już na „prawdziwe” zgrupowanie, a nie na selekcyjną konsultację. Było sporo ciekawych zawodników, z których pamiętam np. Maćka Rybusa, ale to dygresja. Wracam do pytania, z drużyną SMS-u - tuż po powrocie z kadry - zagraliśmy na wyjeździe mecz Śląskiej Lidze Juniorów, jak wtedy mówiliśmy - w „emce”, z Górnikiem Zabrze. Spotkaniu i dwójce zawodników Górnika przyglądał się dyrektor sportowy szkockiego Hearts of Midlothian, któremu towarzyszył agent piłkarski - Ryszard Szuster. Ja, taki jeszcze uskrzydlony po tym zgrupowaniu kadry, zrobiłem lepsze wrażenie od duetu zabrzan. W każdym razie obaj panowie nawiązali ze mną kontakt. Miałem otrzymać zaproszenie na testy w Szkocji. Tymczasem po tygodniu otrzymałem informację, że początkiem roku polecę na testy, ale w przeciwnym kierunku, do Hiszpanii. Trenerzy i działacze Murcii mieli mnie obserwować przez dziesięć dni, ale już po dwóch, trzech dniach zaproponowano mi profesjonalny kontrakt. Mój pierwszy kontrakt w życiu, oczywiście za zgodą rodziców i menadżera.

 

Dlaczego ta przygoda trwała tak krótko, tylko pół roku? 

- Wszystko potoczyło się dynamicznie, wejście w drużynę, gra z rówieśnikami i już w maju koniec rozgrywek. Oczywiście zaproponowano mi kontynuację umowy. Ba, pojawiła się nawet propozycja z Albacete i nawet gra z drużyną seniorską. I chciałem tam iść, ale pojawił się problem ze szkołą. Kończyłem klasę drugą, miałem zaraz przejść do trzeciej, potem kwestia potencjalnej matury. To rodziło komplikacje, musiałbym latać na trasie: Hiszpania - Polska - Hiszpania, przynajmniej raz w miesiącu, co byłoby czasochłonne i kosztowne. Nie było dobrego rozwiązania, stąd „temat się rozsypał”. Ale pojawiły się inne, np. gra w Górniku Zabrze, w ekipie ówczesnej Młodej Ekstraklasy oraz możliwość trenowania z seniorami ŁKS-u i występy ligowe z łodzianami, ewentualnie w ich „młodzieżówce”.

 

I tym sposobem zaliczyłeś dwa występy w ekstraklasie. Niezłą „pakę” mieliście, że wymienię m.in. Tomasza Kłosa, Bogusława Wyparło, Łukasza Trałkę, Łukasza Madeja…

- To dorzucę jeszcze Roberta Szczota, czy pamiętanego z późniejszej gry między innymi w Rekordzie - Miecia Sikorę. To był fajny okres, zwłaszcza że sporo grałem np. Pucharze Ekstraklasy, rozgrywkach które dziś niewielu pewnie pamięta. To było „super”, bo oprócz częstych gier w Młodej Ekstraklasie mogłem również rywalizować z seniorami we wspomnianych rozgrywkach. Graliśmy w rywalizacji grupowej z Legią, z Groclinem, w którym występowali m.in. śp. Piotr Rocki oraz mój rówieśnik - Mateusz Żyła. Rywalizowaliśmy chorzowskim Ruchem, z Maćkiem Sadlokiem w składzie. A przecież Mateusza i Maćka, obu pamiętałem z czasów gry w Dankowicach!

 

Jakbyś podsumował czas swoich występów w drużynach futbolowych?

- Trochę tułaczki było. Z jednej strony jestem szczęśliwy, że finalnie trafiłem do futsalu, bo wiem, że to moja naturalna droga. Po piłkarsku wychowywałem się na małym boisku asfaltowym, „milion godzin” na nim spędziłem, o wiele więcej niż na trawiastych murawach. Niewielka przestrzeń była i jest moim naturalnym środowiskiem. Natomiast, jeśli mówimy o grze na trawie - miałem to „coś”, ale za dużo był zmian w moim piłkarskim życiu, zbyt wielu doradców-menadżerów. Zbyt wiele tego wszystkiego było: testów, klubów, porad, propozycji… Z dzisiejszej perspektywy wiem, iż trzeba było poszukać dwu-, trzyletniej stabilizacji, zdobyć zaufanie trenera, może wykazać się większą cierpliwością. No, ale to były całkiem inne czasy od aktualnych… Tak, jeszcze raz podkreślę słowo - stabilizacja. Sporo zawdzięczam panu Wojtkowi Boreckiemu, który wciągnął mnie do większej piłki, ale wszystkiego innego było za dużo. Pozostali prowadzili moją karierę głównie przez pryzmat swojego interesu, niekoniecznie rozwoju młodego Pawła.

 

Z tego wynika, iż rzeczonej stabilizacji zaznałeś dopiero w Rekordzie?

- Właśnie! Hah, to jest dopiero historia, która wydarzyła się przed bielskimi finałami Młodzieżowych Mistrzostw Polski w futsalu. Pierwotnie miałem w nich wystąpić w Reneksie Grajów, powiązanym z futbolowym Górnikiem Wieliczka, gdzie występowałem w trawiastych rozgrywkach. Ale klub z Solnego Miasta wpadł w zawirowania finansowo-organizacyjne, przez co ostatecznie nie trafiłem do Grajowa i ponownie znalazłem się w Bielsku-Białej.

I tu warto przypomnieć, że w Rekordzie zagrałem już wcześniej, jeszcze jako uczeń SMS-u, brałem udział w finałach MMP w Suwałkach. Pozostało „odkurzyć” stare znajomości z niedawnymi, szkolnymi kolegami z rocznika ’89, poznać kilku nowych i z sentymentem wrócić w znane sobie miejsce. To był świetny i przełomowy dla mnie turniej przy Startowej.

 

Skoro sięgnęliśmy do tamtych czasów, czy godzenie gry w hali z niemal równoczesnymi występami w drużynie futbolowej było największą trudnością, z jaką się zetknąłeś?

- Nie, nie, dlaczego? Wspomniany turniej wygraliśmy, zdobyliśmy mistrzostwo Polski U-19. Wtedy prezes Janusz Szymura podszedł do mnie i powiedział - mniej, więcej: Paweł, wygraliśmy, zostałeś najlepszym zawodnikiem turnieju, najskuteczniejszym strzelcem. Zostań z nami jeszcze z pół roku, a potem zobaczymy, co będzie dalej? Równocześnie drużynę piłkarską Rekordu prowadził trener Wojciech Borecki, który zachęcał i zapewniał: Paweł, zostań, tu nic złego ci się nie stanie. Pograsz pół roku w futsalowej I lidze, równocześnie pomożesz drużynie futbolowej i jeszcze tak to poukładamy, aby nie było kolizji.

A poza tym, byłem bardzo młodym chłopakiem, dla którego liczyło się tylko jedno - grać, grać i tylko grać. To było wyzwanie i świetna nauka dla mnie oraz w ogóle, fantastyczny czas. Sporo grałem, strzelałem wiele bramek dla obu drużyn. Naszym czwartoligowcom trochę pomogłem w bardzo trudnym momencie, gdy walczyliśmy o utrzymanie w debiutanckim sezonie na tym szczeblu. To była inna jakość, niż w rozgrywkach futsalowych, ale rywalizacja z piekielnie trudnymi rywalami, na wymagających boiskach, dodała mi paru cech charakteru (śmiech). Co więcej, miałem obietnicę prezesa Szymury, że jeśli będę chciał pojechać po pół roku na testy gdziekolwiek, nie będzie z tym żadnych przeszkód. Tymczasem z futsalowcami - o tym nie zapominajmy - wywalczyliśmy awans, wróciliśmy do ekstraklasy. Ale OK., znów ruszyłem w „tułaczkę”. Pomyślnie przeszedłem testy w Zagłębiu Lubin, tylko że po tygodniu zwolniono trenera, a było już blisko podpisania trzyletniego kontraktu. Było super, roztaczano przede mną daleko idące plany i wizje, lecz ze zwolnieniem trenera podejście do mnie całkowicie się zmieniło. Stało się jasne, że musiałem zweryfikować swoje plany. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że właśnie w tamtym czasie dochodziło do formalnego „rozwodu” futsalu z futbolem, trzeba było zdecydować się na grę tylko w jednej odmianie.

 

I co po „rozwodzie”?

- „Krótka piłka”, szybka decyzja - OK, idę w futsal, a po roku zobaczymy, co się wydarzy

 

Czy przeszkodą, a może pomocną w Twojej karierze była opinia, że - tu ucieknę się do eufemizmu - jasno i klarownie wyrażasz własne zdanie? Niektórzy wręcz określali Cię, jako pyskatego”?

- Nie spotkałem się z tym, aby z tego powodu ktoś zamknął przede mną drzwi, albo mnie skreślił. Zawodnik, który chce być liderem, jeśli ma ku temu predyspozycje, musi mieć własne zdanie, czasami nawet powiedzieć o jedno słowo za dużo. Ale odpowiadając na drugą część pytania, wracając do lat młodzieńczych. Być może zabrakło mi kogoś z boku, kto podpowiedziałby, że czasem lepiej jest powściągnąć język. Kimś takim powinien być menadżer, ale my mówimy o czymś z pogranicza psychologii, a agenci piłkarscy zazwyczaj patrzą wyłącznie przez pryzmat własnego biznesu. Tak przynajmniej było w przeszłości. Mając tych 17-18 lat musiałem być samodzielny, niejednokrotnie podejmować decyzje bez możliwości skonsultowania jej z rodzicami, czy menadżerem. Ludzie myśleli, że jeśli w tym wieku latam po Europie, co chwilę zmieniam lotniska, ogarniam bilety i przesiadki, hotele, to poradzę sobie w każdej sytuacji, Może stąd brał się taki ogląd mojej osoby? Chyba zabrakło mi takiej postaci, która wtedy poświęciłaby mi trochę czasu, doradziła, podpowiedziała. Teraz jest zupełnie inaczej, tak ja czasy są inne. Przede wszystkim jestem starszy, o wiele bardziej doświadczony, no i z małżonką u boku.

 

Ciąg dalszy nastąpi…

TP/foto-archiwum (Rekord - Gatta 29.05.2017): PM

najbliższy mecz

FUTSAL
03.01.2026 / sobota / godz. 18:00/
ul. Startowa 13, 43-300 Bielsko-Biała
FOGO Futsal Ekstraklasa - Kolejka 16
vs
Rekord Bielsko-Biała
Jaxan Śląsk Wrocław

poprzedni mecz

FUTSAL
07.12.2025 / niedziela / godz. 18:00
FOGO Futsal Ekstraklasa - Kolejka 15
6 : 0