Tak mówi trener Krzysztof Biłka o prowadzonej przezeń grupie trampkarzy, którzy bardzo dobrze odnaleźli się w I-ligowej rzeczywistości, po jesiennym awansie.
Wiosna w wykonaniu Twoich podopiecznych należała do udanych, czy niekoniecznie?
- Należała do bardzo udanych! Rywalizowaliśmy w dwóch, pierwszych ligach jednocześnie - z rówieśnikami w lidze C1 oraz w lidze B2, w której wiodącym był rocznik 2007. Co weekend rozgrywaliśmy po dwa mecze dysponując razem z trenerem Piotrem Kusiem 30-osobową kadrą, więc zawodnicy zebrali w minionej rundzie sporo, różnorakich doświadczeń, co stanowi z mojej perspektywy największą wartość. Różnorakość owych doświadczeń wynikała m.in. z gry przeciwko starszym, często mocniejszym fizycznie rywalom oraz przebiegu poszczególnych meczów, które toczyły się wobec różnorakich scenariuszy. W większości z nich potrafiliśmy się jako drużyna odnaleźć.
W jakiej sferze udało się poczynić największy postęp?
- W mojej ocenie w każdej: technicznej, taktycznej, fizycznej i mentalnej. Rozwinęliśmy się jako zespół, z drugiej strony postęp indywidualny również jest widoczny. Na tym etapie procesu szkoleniowego wynik jest ważny, ale nie najważniejszy. Traktuję wynik jako efekt, nie cel sam w sobie. Efekt codziennej, systematycznej pracy wynikającej z określonego modelu i założeń. W tym miejscu chciałbym wspomnieć o trenerach - Jakubie Korbie, Krzysztofie Żerdce i Andrei Bucciolu, ponieważ mieli niewątpliwie wpływ na rozwój chłopaków w obszarach, za które odpowiadają w klubie. Osobiście dużą wartość stanowi dla mnie sposób, w jaki grupa funkcjonuje na co dzień, na boisku i poza nim. Stanowią „zgraną pakę”!
Najlepszy mecz/mecze całego sezonu….
- Każdy, w którym zespół pozytywnie reagował na boiskowe wydarzenia: potrafił szybko objąć prowadzenie, a potem kontrolować przebieg wydarzeń, umiał odwrócić losy meczu, niczym Mołdawia w starciu z naszymi „orłami”, zdominować rywala poprzez obronę wysoką, realizować założenia dotyczące budowania gry, itp. Najlepsze i najważniejsze mecze niewątpliwie są przed naszymi podopiecznymi.
TP/foto: MŁ