„Rekordziści” – specjaliści od futsalowych dreszczowców.
Obu drużynom należy oddać szacunek, że mimo kłopotów kadrowo-zdrowotnych (brak Matheusa i Kamila Surmiaka u gospodarzy) oraz ewidentnego wyczerpania trudami sezonu, stworzyły ciekawe, emocjonujące, na finiszu z elementami dramaturgii widowisko. Dla bielszczan – niestety – bez pomyślnego finału. Natomiast na osobny hołd zasłużył żegnający się z bielską publicznością, rozgrywający ostatni, pożegnalny mecz przed sympatykami Rekordu i kończący karierę w klubie z Cygańskiego Lasu – Bartłomiej Nawrat. Dopełniła się 11-letnia, piękna historia, w trakcie której biało-zieloni z już legendarnym golkiperem sięgnęli po 18 trofeów, w tym sześć tytułów mistrzowskich. Dodajmy, iż zamykający karierę sportową mecz B. Nawrata był 299. występem w ekipie ze Startowej 13!
Zaczęło się błyskawicznie i zaskakująco pozytywnie dla gospodarzy, przeciwnie dla leszczynian. Już w 17. sekundzie (!) Eric Panes wygrał „przepychankę” z obrońcą gości, dzięki czemu zyskał nieco swobody i oddał strzał nie do obrony dla golkipera przyjezdnych. Goście wprawdzie domagali się odgwizdania przewinienia Hiszpana, ale to bielski pivot wyszedł z tego starcia w roztarganą koszulką… Animuszu „rekordzistom” dodało kilka brawurowych interwencji B. Nawrata, m.in. po sytuacjach sam na sam z Mateuszem Lisowskim i Jakubem Molickim. Pełną kontrolę – wydawało się – zyskali bielszczanie, gdy Michał Marek w spektakularny sposób „przestawił” rywala i zmusił Antti’ego Koivumaki do kapitulacji.
Pewności siebie „rekordzistów” nie zachwiało nawet niespodziewane trafienie M. Lisowskiego, który po długim zagraniu od fińskiego bramkarza głową pokonał Krzysztofa Iwanka, który w 30. minucie zameldował się w bielskiej bramce. Po ledwie jednej minucie, w jeszcze bardziej osobliwych okolicznościach, golem odpowiedzieli biało-zieloni. Zamiarem Martina Došy było zapewne dogranie do pivota, tymczasem wyszedł nadspodziewanie precyzyjny lob, po którym piłka wylądowała „w sieci”. Wprawdzie trener Tomasz Trznadel natychmiast zareagował wprowadzeniem „lotnego” bramkarza – Adriana Skrzypka, jednak odrobienie dwubramkowej straty wydawało się być mało prawdopodobne. Tymczasem w ostatniej minucie podstawowego czasu gry leszczynianie dokonali „remontady”. Uderzenie z 10-ciu metrów i gol Artema Rosa można tłumaczyć spóźnionym doskokiem do Ukraińca, trudno jednak zracjonalizować utratę bramki na 3:3. 39:59.03 – taki czas wskazywał zegar w hali, gdy do autu na wysokości pola bramkowego podszedł Daniel Gallego. Silne wstrzelenie piłki przez Kolumbijczyka, dwa rykoszety „rekordzistów” i piłka znalazła drogę do bramki, tuż przed wybrzmieniem syreny…
W dogrywce szalę wygranej przechylili na swoją stronę leszczynianie, dzięki indywidualnym, dynamicznym akcjom przeprowadzonym wzdłuż linii bocznej. Albert Betowski i Rajmund Siecla byli głównymi architektami wygranej GI Malepszy Arth Soft w końcowych minutach, choć nie można nie podkreślić również zasług A. Koivumaki, w bramce gości.
Rywalizacja do dwóch zwycięstw przenosi się do Leszna, gdzie w piątek o godz. 19:00 rozegrane zostanie spotkanie „numer dwa”. Usatysfakcjonowany wygraną w Bielsku-Białej, co zrozumiałe, trener wielkopolskich futsalowców – T. Trznadel, nie bezzasadnie przestrzegał jednak, iż „rekordziści” potrafią odrabiać straty na wyjazdach. Dowiedli tego w Przemyślu oraz – po części – w Gliwicach. Dlaczego w Lesznie historia nie miałaby się powtórzyć? Niemożliwe dla biało-zielonych - nie istnieje!
TP/foto: PP
Rekord Bielsko-Biała – GI Malepszy Arth Soft Leszno 3:5 (2:0, 3:3)
1:0 Panes (1. min.)
2:0 Marek (14. min.)
2:1 Lisowski (35. min.)
3:1 Doša (36. min.)
3:2 Ros (40. min.)
3:3 Gustavo Henrique (40. min. samobójczy)
3:4 Krzempek ( 44. min., samobójczy)
3:5 Siecla (49. min.)
Rekord: Nawrat (Iwanek) – Rakić, Doša, Dela, Panes, Krzempek, Budniak, Zastawnik, Marek, Gustavo Henrique, Pawlus, Florek
