Rekord Bielsko-Biała – United Galati 3:6 (2:2)
0:1 Araujo (6. min.)
1:1 Popławski (10. min.)
1:2 Araujo (11. min.)
2:2 Popławski (20. min.)
2:3 Araujo (32. min.)
2:4 Araujo (35. min.)
2:5 Ignat (36. min.)
3:5 Biel (38. min.)
3:6 Araujo (40. min.)
Rekord: Nawrat – Janovsky, Korpela, Alex Viana, Surmiak, Popławski, Biel, Budniak, Marek, Matheus, Twarkowski, Hutyra, Burzej, Mura
United: Dinicuta – Burdujel, Tacot, Cires, Araujo, Cojocaru, Arhire, Craciun, Ignat, Petica, Bosneaga
Nie takiego obrotu spraw spodziewali się kibice biało-zielonych. Bielszczanie wprawdzie nie byli wcale murowanym faworytem tego spotkania, ale choćby fakt, iż do meczu przystępowali w roli gospodarza, dawał niemały handicap. Nawet po dość mało wyrazistej w wykonaniu „rekordzistów” pierwszej połowie można było liczyć, że po przerwie wyjdą na boisko bardziej skoncentrowani, podkręcą tempo i… zaliczą „kolejny dzień w biurze”. Nic bardziej mylnego, do bólu solidna w futsalowym rzemiośle ekipa z Galati po prostu wypunktowała gospodarzy, wykorzystała spory procent błędów popełnionych przez mistrzów Polski.
Podopieczni Florina Ignata niespecjalnie wysoko atakowali „rekordzistów”, gdy ci byli w posiadaniu piłki. Na własnej połowie bronili się szczelnie, świetnie się asekurowali, a kiedy tylko nadarzała się ku temu sposobność ruszali do szybkiego, niebezpiecznego ataku. W ten właśnie sposób zdobyli większość z sześciu goli. No i postać meczu, autor pięciu trafień – Daniel Araujo. To z jaką lekkością, nawet pozorną łatwością, czy wręcz bezczelnością, strzelał gola za golem, musiało imponować. Takiego snajpera w bielskich szeregach zabrakło, choć oddać trzeba, że w pierwszej odsłonie kroku graczowi United dotrzymywał Artur Popławski. Rzecz w tym, że akurat nie jest to główna powinność „rekordzisty, który częściej odpowiada za bezpieczeństwo defensywy.
Jakby to banalnie nie brzmiało, w najbliższych dniach przyjdzie czas na analizę tego spotkania, na wyciągnięcie właściwych i konstruktywnych wniosków. Tego dnia bowiem Rekordu nie ograł zespół będący poza zasięgiem. Przy całym szacunku, mistrzowie Rumunii nie wyprzedzają biało-zielonych umiejętnościami o „lata świetlne”. Co to, to nie, to nie był kosmiczny futsal w wydaniu przyjezdnych. Natomiast ewidentnie coś nie zagrało, coś spowodowało, że w tym ważnym meczu nie obejrzeliśmy naszego zespołu w typowej dlań dyspozycji. A może po prostu mistrzowie Polski zbyt rzadko bywają tak mocno przypierani do muru?
TP/foto: PM