Co prawda obu zaległych spotkań w tym roku rozegrać bielszczanom się nie uda, to drugie z FC UJ Toruń zagramy 4 stycznia, ale meczem z Gattą Active Zduńska Wola zbliżymy się pod względem liczby rozegranych meczów do reszty ligowej stawki. Mecz ten pierwotnie rozegrany miał zostać w październiku, ale został przełożony ze względu na udział biało-zielonych w Lidze Mistrzów.
Kogo jak kogo, ale zduńskowolan bielskim kibicom szczególnie przedstawiać nie trzeba. W minionych latach był to jeden z głównych rywali naszej drużyny w walce o najwyższe krajowe laury, a spotkania rozgrywane między tymi drużynami, mogą już spokojnie uchodzić za ligowy klasyk. W bardzo dobrze funkcjonującej drużynie Gatty coś się jednak zepsuło. W poprzednim sezonie – najsłabszym w historii występów tego klubu w ekstraklasie – futsalowcy z centralnej Polski zajęli na finiszu miejsce szóste. Jeszcze gorsze informacje nadchodziły w przerwie letniej, mówiły o tym, że zespół ze Zduńskiej Woli w ogóle nie przystąpi do gry w nowym sezonie. Tak się na szczęście nie stało. Mało tego, można powiedzieć, że w Zduńskiej Woli „powiało świeżością”. Do nieco skostniałego już składu dołączyło kilku interesujących zawodników – mający sporą międzynarodową przeszłość Ukrainiec Wiktor Krawcow, Włoch Leonardo Mieli Zanata, czy Brazylijczyk Lucas Bonifacio Dos Santos. Wprawdzie zakończyła swoje występy w klubie jedna z jego „ikon” – Mariusz Milewski, ale gros zawodników, którzy od lat stanowili o sile Gatty Active nadal reprezentuje ten klub.
Patrząc na zduńskowolan i osiągane przez nich wyniki w pierwszych meczach sezonu (cztery wygrane z rzędu), wydawało się, że trafili zarówno z transferami jak i formą. Jednak im dalej w sezon, tym postawa Gatty była coraz bardziej nierówna, zwycięstwa zaczęli przeplatać porażkami. O ile można zawodnikom ze Zduńskiej Woli można „wybaczyć” punktowe straty z zespołami zaliczanymi do ligowej czołówki, a więc porażki z Cleareksem i FC KJ Toruń, czy remis z Acaną Orłem, to nie sposób zrozumieć chociażby domowej przegranej z GSF Gliwice, a w szczególności tego, co wydarzyło się w minioną sobotę. Gatta przyjechała do Rudy Śląskiej, aby zagrać ze skazywaną „na pożarcie” Gwiazdą, która swoje ostatnie punkty zdobyła (a dokładnie jeden punkt) w... połowie października br. Wszystko szło „zgodnie z planem” do ósmej minuty, kiedy Daniel Krawczyk i jego koledzy prowadzili już 2:0. A potem? O dalszej części tego spotkania nasi środowi rywale chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Seryjnie tracone bramki i porażka 3:7. Tego nie spodziewał się nikt.
Nam tymczasem trudno prognozować jaką Gattę Active, jakie jej oblicze, zobaczymy w Bielsku-Białej. To będzie znów bardzo solidna od lat i trudna do pokonania marka, czy też ta, która poległa w Rudzie Śląskiej? Przekonamy się już w środę, początek spotkania w hali przy Startowej 13 o godzinie 18:00.
MH/foto: PM