FC KJ Toruń – Rekord Bielsko-Biała 3:3 (1:0)
1:0 Waszak (12. min.)
1:1 Marek (25. min.)
1:2 Popławski (33. min., z rzutu wolnego)
2:2 Waszak (33. min.)
2:3 Kubik (37. min.)
3:3 Mrówczyński (38. min., z przedłużonego rzutu karnego)
Rekord: Nawrat – Popławski, Kubik, Budniak, Marek, Janovsky, Bondar, Alex Viana, Korpela, Surmiak, Biel, Gąsior, Iwanek, Burzej
Po odrobieniu zaległości w tabeli punktowe status quo, czyli osiem punktów przewagi biało-zielonych nad wiceliderem. Z tą jednak różnicą, że aktualnie na miejscu drugim ulokowali się nasi sobotni rywale.
Można mieć wrażenie, że to spotkanie mogło dla nas wyglądać lepiej. Na końcowym rezultacie w dużym stopniu zaważyła nie tyle słaba, co nieco niemrawa w wykonaniu „rekordzistów” pierwsza połowa spotkania. Tak to można ocenić po tym, co zobaczyliśmy w drugich dwudziestu minutach, które pokazały, że to nie FC KJ Toruń grał wyjątkowo dobrze, a właśnie nie do końca „po swojemu” bielszczanie.
Sam początek to dwie groźne sytuacje pod bramką Bartłomiej Nawrata, szczególnie ta, kiedy po podaniu Marcina Mrówczyńskiego z bliska strzelał Mateusz Waszak powinna zakończyć się golem dla miejscowych. W zasadzie przez całą pierwszą połowę mecz był bardzo wyrównany. Torunianie, którzy rzadziej byli przy piłce szukali szans w kontrataku, natomiast ataki pozycyjne „rekordzistów” były trochę zbyt wolne, by wyklarować tzw. stuprocentowe sytuacje podbramkowe. Owszem, strzałów celnych było kilka, ale większość z dystansu, a z nimi bez problemów radził sobie z każdą minutą broniący coraz lepiej Kamil Naparło. Najbliżej objęcia prowadzenia byliśmy w 9. minucie, po błędzie M. Mrówczyńskiego przed szansą stanął Jan Janovsky. Kapitan bielskiego zespołu ograł już K. Naparłę, ale z linii bramkowej piłkę wybił, naprawiając swój błąd M. Mrówczyński. Jedyny gol w pierwszej części meczu padł po rzucie rożnym, Tomasz Kriezel płasko wstrzelił piłkę w pole karne, a M. Waszak, który wbiegł między bielskich obrońców z bliska skierował piłkę do siatki. Trzeba przyznać, że stracona bramka mobilizująco podziałała na przyjezdnych, którzy z każdą minutą zyskiwali coraz większą przewagę, coraz częściej również „zatrudniali” bramkarza FC KJ Toruń – ale do końca pierwszej połowy bez pożądanego efektu.
Po zmianie stron, wraz z upływającym czasem, mecz robił się coraz bardziej jednostronny, mnożyły się sytuacje pod bramką miejscowych tyle, że K. Naparło pracował najwyraźniej na miano „zawodnika meczu”. Skapitulował w 25. minucie, kiedy Michał Marek popisał się akcją rodem z podręcznika dla pivotów, a piłka wylądowała pod poprzeczką bramki toruńskiego zespołu. Bielszczanie parli dalej, po raz pierwszy na prowadzenie wyprowadził nas Artur Popławski strzałem z rzutu wolnego. Radość była krótka, zawodnicy z Grodu Kopernika rozpoczęli grę od środka, a kilka sekund później M. Waszak umieścił piłkę w prawym górnym rogu bramki B. Nawrata. W 37. minucie z 10 metrów uderzał Michał Kubik, golkiper miejscowych popełnił chyba jedyny błąd w tym meczu odbijając piłkę przed siebie, co pozwoliło zawodnikowi Rekordu na poprawkę własnego strzału – 2:3. Ostatnia bramka padła z przedłużanego rzutu karnego, po tym jak arbiter Sławomir Steczko podjął dość kontrowersyjną decyzję o rzekomym przewinieniu M. Marka – z 10 metrów nie pomylił się M. Mrówczyński. Takiej samej okazji nie wykorzystał w 39 minucie Alex Viana i mecz zakończył się podziałem punktów.
MH/foto: PM