AZS UŚ Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:5 (1:0)
Rekord: Nawrat – Popławski, Kubik, Budniak, Marek, Janovsky, Matheus, Alex Viana, Surmiak, Biel, Twarkowski, Hutyra, Burzej, Mura
1:0 Szczurek (18. min.)
1:1 Surmiak (22. min.)
1:2 Alex Viana (22. min.)
1:3 Szczurek (28. min., samobójczy)
1:4 Matheus (32. min.)
1:5 Matheus (34. min.)
2:5 Jończyk (37. min.)
3:5 Wachuła (40. min.)
Zapowiadał w przedmeczowym wywiadzie Damian Wojtas, trener katowiczan, że on i jego podopieczni mają „pomysł” na ten mecz. Jeżeli ta koncepcja uwzględniała bezbłędną postawę w bramce Aleksandra Waszki, to możemy przyjąć, że szkoleniowiec gospodarzy wiedział co mówi.
Mecz w zasadzie przebiegał zgodnie z przewidywaniami, czyli pod dyktando atakujących bielszczan. To oni oddali również zdecydowanie więcej strzałów od rywali, tyle tylko, wszystkie te, skierowane w „światło” bramki zostały zatrzymane przez A. Waszkę. Z kolei w defensywie, koncentracja biało-zielonych była na pewno na niższym poziomie, niż podczas środowej rywalizacji z gliwickim Piastem. To z kolei kilkukrotnie zaowocowało dogodnymi sytuacjami dla zawodników AZS UŚ, a finalnie również bramką – z sześciu metrów piłkę obok Bartłomieja Nawrata i próbującego go wspomóc Michała Marka, posłał do siatki Tomasz Szczurek. Nagrodą za poświęcenie, ambitną i pełną zaangażowania postawę, szczególnie w defensywie oraz posiadanie A. Waszki w bramce, było prowadzenie katowiczan do przerwy.
Zupełnie inaczej wyglądał początek gry po zmianie stron, w ciągu 30-stu sekund podczas trwania 22-giej minuty, za sprawą strzału z dystansu Kamila Surmiaka, oraz dwójkowej akcji Matheusa i Alexa Viany, po której trafił ten drugi. Co wydaje się istotne, przy obu golach można się „przyczepić” do postawy najlepszego zawodnika pierwszych dwudziestu minut, czyli katowickiego golkipera. Pomysł na grę, o którym mówił D. Wojtas, właśnie w tym momencie się skończył. Co innego poukładana gra z tyłu i oczekiwanie na okazje do kontrataku, a co innego atak pozycyjny, w chwili gdy trzeba odrabiać straty. To było ponad siły miejscowych, a „rekordziści” bez specjalnego wysiłku zdobyli kolejne trzy bramki. Trzeba jednak zauważyć, że podobnie jak w meczu z Piastem, mieliśmy do czynienia z nerwową końcówką, od momentu, gdy trener gospodarzy zaordynował grę z „lotnym” bramkarzem. Drużynie „akademików” udało się zdobyć dwa gole, które dały im co najwyżej satysfakcję, ale „rekordzistom”, mimo pewnej w sumie wygranej, powinno dać do myślenia.
MH/foto: PM