Piekielnie trudno zrelacjonować (jeszcze trudniej skomentować - przyp. TP) zawody, w których niekoniecznie zawodnicy odgrywają role pierwszoplanowe.
Do feralnej i brzemiennej w skutkach dla gości 18. minuty niemal wszystko układało się pomyślnie dla „rekordzistów”. Bielszczanie dobrze zorganizowani w szeregach obronnych, szachujący gliwiczan wysokim pressingiem, nie pozwalali ekipie mistrzów kraju na rozwinięcie skrzydeł. Fakt, futsalowcy Piasta równie skutecznie „klinczowali” biało-zielonych, ale…
Doskonale rozegrany rzut rożny pozwolił naszej drużynie na objęcie prowadzenia. Po krótkim dograniu Miłosza Krzempka i silnym wstrzeleniu Franco Spellanzona świetnie ustawiony w polu karnym Michał Marek, natychmiastowym uderzeniem skierował piłkę do bramki. Dobrze usposobieni bielszczanie bynajmniej nie myśleli o bronieniu znikomej przewagi bramkowej. Przy strzałach Kadu (7. min.), Grzegorza Haraburdy (8. min.) i F. Spellanzona (12. min.), strzegący bramki Piasta Michał Widuch notował interwencje wysokiej próby. By jednak nie odnieść wrażenia, iż pierwsza część meczu miała jednostronny charakter, w 17. minucie, po uderzeniu z dystansu Janiego Korpeli, do kunsztownej obrony zmuszony został Michał Kałuża. I wcale nie była to jedyna interwencja, przy której popularny „Misiek” był zmuszony do wysiłku.
Kilkadziesiąt sekund później zachowanie bielskiego i reprezentacyjnego bramkarza w polu karnym, w sytuacji sam na sam z Viniciusem Lazzarettim, arbiter zinterpretował jako faul golkipera, kwitując akcję czerwoną kartką dla M. Kałuży i rzutem karnym, wykorzystanym przez Breno Bertoline. Sytuacja dyskusyjna, kontrowersyjna, co gorsza otwierająca sędziowską „puszkę Pandory”.
Wejście do bramki Rekordu Jakuba Florka wcale nie spowodowało utraty jakości na newralgicznej pozycji. Ba, 19-latek zanotował parę spektakularnych interwencji vide obrona główki Miguela Pegachy z 22. minuty i wygrany pojedynek z Portugalczykiem 300 sekund później, czy późniejsza interwencja przy kolejnym, 6-ciometrowym rzucie karnym dla Piasta. Niestety jednak, biało-zieloni stracili pewność poczynań defensywnych. To stricte futsalowe - indywidualne i zespołowe błędy - spowodowały utratę kolejnych goli. Zgubienie piłki na własnej połowie oraz nieporozumienie trzech (!) zawodników Rekordu pozwoliło wyjść gliwiczanom na dwubramkowe prowadzenie. Manewr z desygnowaniem „lotnych” bramkarzy (F. Spellanzon i Gustavo Henrique) nie powiódł się, choć bliski trafienia był w 34. minucie był M. Marek, lecz piłka nieznacznie minęła światło bramki.
I pewnie na tym zakończylibyśmy meczową relację, po porażce biało-zielonych w mieście nad Kłodnicą, gdybyż nie…
Oto w 38. minucie doszło do kolejnej, wysoce spornej sytuacji i trudnej do przyjęcia decyzji drugiego z rozjemców, który faul F. Spellanzona widział w polu karnym, podczas gdy powtórki wykazały, iż przewinienie (o ile w ogóle miało w miejsce?) zdarzyło się przed linią szóstego metra. OK., ludzkie oko bywa zawodne, system VAR w polskim futsalu nie funkcjonuje, itd., ale może po prostu więcej koncentracji? Na marginesie, J. Florek wyśmienicie obronił rzut karny B. Bertoline.
Idźmy dalej, ten sam arbiter męskie starcie „bark w bark” z 40. minuty - zdaniem niżej podpisanego - w rywalizacji o piłkę F. Spellanzona z V. Lazzarettim, zinterpretował jako nieprzepisowe zagranie Argentyńczyka, który był ostatnim z „rekordzistów”, ustawionym najbliżej bielskiej bramki. Finał – czerwona kartka i rzut wolny dla gospodarzy.
Panowie-rozjemcy – nic się nie stało, na pewno nic się nie stało? A mówią/piszą, że najlepsi są niewidoczni...
I tyle po meczu, który niejeden chciałby już widzieć klasykiem polskiego futsalu... Są okoliczności, postaci, które nakazują powściągliwość przy takich opiniach,
Tadeusz Paluch/foto: PM
Piast Gliwice – Rekord Bielsko-Biała 3:1 (1:1)
0:1 Marek (4. min.)
1:1 Bertoline (17. min., z rzutu karnego)
2:1 Teixeira (25. min.)
3:1 Graca (31. min.)
Rekord: Kałuża (Florek) – Gustavo Henrique, Ivanković, Haraburda, Kadu, Doša, Spellanzon, Krzempek, Marek, Budniak
