Z pięciu wzajemnych spotkań ligowych dopiero po raz pierwszy odnotowano podział punktów.
Każdą z wcześniejszych czterech gier wygrywali bielszczanie. I tym razem gospodarze zrobili wiele, by sięgnąć po komplet punktów. Jednak nie było to dostatecznie dużo, aby cieszyć się ze zwycięstwa. Rozczarowaniu „rekordzistów” trudno się dziwić, gdy zważyć na moment utraty gola na 2:2. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że biało-zieloni nie zrealizowali, zwłaszcza w pierwszej części meczu, planu na to spotkanie.
Wprawdzie w 5. minucie Marcin Wróbel główkował w poprzeczkę, a kwadrans później trafił do bramki rywali, będąc na pozycji spalonej, ale w zasadzie na tym kończy się zapis ofensywnych aktywności gospodarzy. Niewiele więcej mogli wskórać pod bielską bramką goczałkowiczanie, a i tak cieszyli się z prowadzenia. Tu warto zwrócić uwagę na fakt, iż przy obu golach dla przyjezdnych niepoślednie role odegrali byli zawodnicy Rekordu. Przy pierwszym Radosław Dzierbicki obsłużył świetnym, precyzyjnym dośrodkowaniem Michała Nagrodzkiego. Kilkadziesiąt minut później, już pod koniec spotkania, fantastycznym celnym uderzeniem od poprzeczki popisał się Bartłomiej Ślosarczyk.
Jednak nie gracze ofensywni, a doświadczeni obrońcy – Mariusz Magiera i Adam Danch, byli pierwszoplanowymi postaciami LKS-u. Pierwszy z wymienionych „szachował” bielski atak w pierwszej części meczu. Po przerwie, w duecie wykonali swoją robotę w defensywie i nie pozwolili graczom przednich formacji na zwolnienie gry, mimo niekorzystnego wyniku oraz uciekającego czasu.
Po przerwie podopieczni Dariusza Mrózka zaprezentowali lepsze, bardziej dynamiczne oblicze. Już jedna z pierwszych akcji tej części, przyniosła wyrównanie. Po dośrodkowaniu z kornera bliski trafienia był Piotr Wyroba, zablokowane uderzenie skutecznie „poprawił" M. Wróbel. Środkowy napastnik rychło mógł dać prowadzenie gospodarzom, ale po akcji Szczepana Muchy chybił z niewielkiej odległości. Cierpliwość biało-zielonych została nagrodzona, choć przy golu na 2:1 było tyleż refleksu i czujności M. Wróbla, co błędu komunikacyjnego Klaudiusza Mazura i Dominika Zięby.
Świadomie, czy nie, bielszczanie z każdą minutą cofali się w defensywie, co długimi minutami przypominało fragmenty niedawnego meczu z Cariną Gubin. Jednak scenariusz z tego spotkania nie powtórzył się. Żadna z prób skontrowania rywali nie powiodła się, a plan na wygraną spalił na panewce, po wspomnianym, efektownym strzale pomocnika LKS-u.
TP/foto: MŁ
Rekord Bielsko-Biała – LKS Goczałkowice-Zdrój 2:2 (0:1)
0:1 Nagrodzki (31. min.)
1:1 Wróbel (47. min.)
2:1 Wróbel (63. min.)
2:2 Ślosarczyk (86. min.)
Rekord: Szumera – Kareta, Pańkowski, Madzia, Żołna, Wyroba, Nowak, Kasprzak, Feruga (46. Waluś), Wróbel, Mucha (71. Twarkowski)