Rekord Bielsko-Biała – Acana Orzeł Jelcz-Laskowice 9:1 (4:0)
1:0 Kąkol (3. min., samobójcza)
2:0 Popławski (5. min., z rzutu karnego)
3:0 Janovsky (7 min.)
4:0 Surmiak (19. min.)
5:0 Kędra (21. min., samobójcza)
6:0 Marek (23. min.)
6:1 Szypczyński (29. min.)
7:1 Surmiak (36. min.)
8:1 Marek (37. min.)
9:1 Marek (38. min.)
Rekord: Nawrat (Mura) – Popławski, Biel, Budniak, Marek, Janovsky, Matheus, Alex Viana, Surmiak, Korpela, Hutyra, Bernardino, Twarkowski
Używając określenia – „dobre spotkanie”, zapewne dla wielu zaskakująco, mamy na myśli oba zespoły. Bielszczanie zagrali bez przestojów i momentów dekoncentracji na pełnym dystansie, natomiast gracze Acany Orła zrobili wszystko co w ich mocy, aby uniknąć dwucyfrowej porażki. Oczywiście, nikomu w Bielsku-Białej nie żal ekipy z Jelcza-Laskowic z powodu absencji Janisa Pastarsa, Maksyma Pautiaka i Mykyty Mozhejki, bo też nikt z biało-zielonego obozu nie miał wpływu na to, że tercet kluczowych zawodników otrzyma żółtą kartkę akurat przed meczem z Rekordem, i w każdym przypadku będzie to kartka "numer 4". Niemniej, przy tak okrojonym składzie, grając przez znaczną część meczu szóstką w polu, goście spisali się bardzo przyzwoicie.
Oczywiście największa w tym zasługa Macieja Foltyna. To nie pierwsze, pewnie nie ostatnie, spotkanie w bieżącym sezonie, kiedy "rekordziści" kreują bramkarza na bohatera meczu. Ale podkreślić warto, że mnóstwo zdrowia na parkiecie hali przy Startowej 13 zostawił każdy z jelczan. A przecież mógł się zespół gości całkowicie załamać już na wstępie meczu, bowiem pierwsze dwa gole padły w bardzo pechowych okolicznościach. Jakub Kąkol trafił do własnej bramki po błyskawicznie i chytrze rozegranym kornerze przez Jana Janovsky'ego. Niewiele później nieszczęśliwie trącił piłkę w polu bramkowym Mykoła Morozow, a z 6-go metra mocno i celnie przymierzył Artur Popławski.
Bielszczanie nie byli absolutnie wolni od problemów w tym spotkaniu, ale każdy potrafili umiejętnie rozwiązać. Zacięła się "strzelecka maszyna" Alexa Viany? Nie kłopot - działa odpalił Michał Marek. Pod koniec pierwszej połowy boisko opuścił z kontuzją Matheus, od razu lukę wypełnił Jani Korpela. Momentami mur obronny jelczan był nie do skruszenia poprzez tzw. atak pozycyjny, ale od czego są stałe fragmenty gry? Ktoś powie: znów stracili bramkę... OK, ale na ten moment licznik strzelonych przez bielszczan goli zatrzymał się na cyfrze - 99. Najważniejsze jednak, że "rekordziści" jako całość, jako kolektyw pracowali równo i mocno przez pełnych 40 minut.
PS. Ciekawostką jest fakt, że identyczny rezultat tego dnia w grze sparingowej uzyskali III-ligowi futboliści Rekordu. Co więcej, w obu meczach padły po dwa gole samobójcze dla bielszczan, a jakby tego było mało przed i po przerwie padło w obu meczach tyle samo bramek ...
TP/PM