Jak przystało na czwartoligowe derby, emocji nie brakowało.
Tych znacznie więcej dostarczyła druga odsłona spotkania. Trzy kwadranse pierwszej połowy to głównie walka o każdy metr wolnej, boiskowej przestrzeni, łokieć w łokieć bark w brak, najkrócej – mecz o dość „zamkniętym” charakterze. A zapowiadało się całkiem ciekawie, gdy w 3. minucie Olaf Sobik zmusił Patryka Kierlina do pierwszej, poważnej interwencji strzałem z ok. 20-u metrów. Natomiast siedem minut później Vołodymyr Kotełba wygrał w polu karnym pojedynek z Patrykiem Bochyńskim. Ciut żywiej zabiły serca kibiców obu zespołów między 29-ą i 31-ą minutą meczu. Wpierw O. Sobik obsłużył podaniem w pole karne Mariusza Idzika, któremu przy uderzeniu z kąta zabrakło niewiele do pełni szczęścia. Po drugiej stronie Andrii Apanchuk technicznym strzałem zza „szesnastki” obił poprzeczkę bielskiej bramki.
Pomylił się, kto sądził, że zmiany dokonane w przerwie przez trenera Dariusza Ruckiego mogą odbić się na jakości gry „rekordzistów”. Było wręcz przeciwnie! Bielszczanie osiągnęli wyraźną przewagę nad ekipą gości, w której dostrzegalne były z upływem czasu problemy natury fizycznej. Szymon Waligóra nie był w stanie zmianami z ławki zrównoważyć roszad u gospodarzy, ani ilościowo, ani jakościowo. Wodą na młyn dla biało-zielonych był fakt, iż z każdą minuta po stronie LKS-u tworzyły się coraz większe „dziury” miedzy formacjami. Długo przy życiu i bezbramkowym wyniku utrzymywał trzymający w pojedynkę ciężar gry ofensywnej przyjezdnych A. Apanchuk, w zasadzie jedyny zawodnik stwarzający realne zagrożenie pod bramką rezerw rekordu. Ale jeszcze większe były zasługi P. Kierlina, który zanotował kilka spektakularnych interwencji. Warto wspomnieć o obronie strzałów m.in. Szymona Boguni (56. i 76.min.) i Jakuba Kempego (69. min.) oraz wygranie konfrontacji „oko w oko” z Tomaszem Walaszkiem. Apogeum wyśmienitej dyspozycji bramkarza z Czańca była obrona w 78. minucie rzutu karnego Igora Macury. „Jedenastka” podyktowana została za faul A. Apanchuka na J. Kempnym.
Wydawało się zatem, że obie drużyny tak bardzo potrzebujące punktów dopiszą sobie tylko po jednym „oczku”. Kibice biało-zielonych doczekali jednak gola na wagę trzech punktów. W przedostatniej minucie czasu doliczonego przez arbitra Adam Gibiec dośrodkował w pole karne. Sidy Camara (na zdjęciu) wyprzedził obrońców LKS-u i przymierzył głową pod poprzeczkę. Piłka wpadając do bramki szybowała na pułapie nieosiągalnym dla P. Kierlina.
Dzięki temu rezerwy Rekordu zasłużenie wzbogaciły się o trzy punkty, odnosząc pierwsze, „domowe” zwycięstwo w sezonie. Cudzysłów w określeniu miejsca stąd, iż areną tego ciekawego widowiska była popularna, bielska „Górka”.
TP/foto: MŁ
Rekord II Bielsko-Biała – LKS Czaniec 1:0 (0:0)
1:0 Camara (90+4. min., głową)
Rekord II: Kotełba – Matykiewicz, Grabczyński (46. Walaszek), Macura, Mojeszczyk (37. Bogunia), Profic, Twarkowski (64. Gibiec), Nocoń (64. Żyrek), Śliwka (83. Tekieli), Sobik (46. Kempny), Idzik (46. Camara)