O takie właśnie „przypadki” zapytaliśmy szkoleniowców seniorskich drużyn Rekordu. Okazuje się, że mają co wspominać, choć nie zawsze z uśmiechem wymalowanym na twarzy, poczytajmy…
Andrzej Szłapa – To taka historia, mało śmieszna, raczej dziwna, a nawet kuriozalna sprzed lat, gdy graliśmy w Szczecinie. W samej końcówce meczu, przy remisie 2:2, Bartek Nawrat dalekim wybiciem piłki spod własnej bramki pokonał swojego vis-a-vis – Kamila Lasika. Jakież było nasze zaskoczenie na ławce i chłopaków na boisku, gdy arbiter odgwizdał rzekomy faul Michała Marka na bramkarzu Pogoni ’04. Oczywiście nasze głośne protesty na nic się nie zdały. Na koniec sezonu zabrakło nam jednego punktu, żeby zagrać w finale rozgrywek z Gattą. Zamiast tego graliśmy z Red Devils o brąz. Oczywiście, że od meczu w Szczecinie było jeszcze kilka kolejek ligowych, ale punktu do Pogoni ’04 już nie odrobiliśmy. Do teraz „boli” mnie ta sytuacja, tym bardziej że wbrew opinii kilku sędziów i obserwatorów, konsekwentnie na podstawie swojej pamięci oraz zapisu wideo twierdzę, iż faulu „Miśka” nie było! Nie wiem, może mam monitor o zbyt słabej rozdzielczości?
Marcin Trzebuniak – Przypomina mi się taki mecz z Zabrza, dokąd pojechałem w zastępstwie trenera Tomka Skowrońskiego. Sam mecz naszych dziewczyn bez jakiejś wielkiej historii, prowadziliśmy przez bardzo długi czas 1:0 i mieliśmy przygniatającą przewagę. Gospodynie praktycznie nie wychodziły poza własne pole karne, a my z kolei oddaliśmy chyba z 30 strzałów w kierunku bramki KKS-u. No i doczekaliśmy ostatnie minuty meczu i ostatniej, kuriozalnej sytuacji. W kierunku bezpańskiej piłki ze środka pola ruszyły trzy nasze zawodniczki, każda wykonała jeden, dwa kroki i wszystkie stanęły patrząc na siebie, oczekując na reakcję koleżanek. Za to nie czekała, nie rozglądała się piłkarka KKS-u, zabrała piłkę, popędziła w kierunku naszej bramki i strzeliła gola na 1:1. I wtedy…. W naturalnej dla strzelca bramki w takich okolicznościach euforii, szale radości, ku zaskoczeniu nas wszystkich… ściągnęła z siebie meczową koszulkę. Dalszego ciągu historii nie będzie. (śmiech)
Dariusz Mrózek – To niestety nie jest śmieszna historia, która przytrafiła mi się w trakcie mojej pracy w BKS-ie. Graliśmy w ligowe spotkanie z rezerwami Górnika Zabrze na wyjeździe, w Mikulczycach. Prowadziliśmy w meczu 1:0, zresztą takim rezultatem zakończyła się cała potyczka, ale na dwie minuty przed końcem dokonałem zmiany w swoim zespole. Niestety okazało się, że desygnowałem do gry zawodnika, który przed meczem nie został wpisany do protokołu. Zamiast naszego zwycięstwa, które przybliżało nas do utrzymania w trzeciej lidze, historia zakończyła się walkowerem, oczywiście na naszą niekorzyść. Sytuacja w tabeli zrobiła się niewesoła, a w drużynie zapanowała nerwowość. Sezon zakończył się jednak dla nas szczęśliwie, ale kuriozalne zdarzenie pozostało w pamięci do teraz. Cóż, błąd, nasze niedopatrzenie– ludzi ze sztabu, nie wyłączając mnie. Ot, taka nauczka.
TP/foto: PM