Ostatnim (ale czy ostatecznym?) takim „wyłomem” jest decyzja niespełna 23-latka o rezygnacji z gry w III-ligowym Rekordzie na rzecz zespołu rezerw. Podłożem decyzji uzdolnionego zawodnika jest chęć poświęcenia się pracy zawodowej. Krok słuszny, czy nie? Nie nam rozstrzygać! Natomiast ciut więcej szczegółów w krótkiej, poniższej rozmowie z Michałem.
Ile miałeś lat, gdy z łodygowickiego Słowiana trafiłeś do Rekordu?
- To było chyba w czwartej lub piątej klasie „podstawówki”. To było tak dawno, że już nawet dokładnie nie pamiętam, w każdym razie kawał czasu.
I poza jednosezonowym „epizodem” w BBTS Podbeskidzie cała Twoja przygoda z piłką związana była z Rekordem…
- Tak! Cała moja przygoda z piłką była i jest związana z Rekordem.
Dość szybko trafiłeś do zespołu seniorów, a każdy z trenerów wiązał z Tobą określone nadzieje…
- Już w pierwszej klasie liceum naszej SMS pojawiłem się na zajęciach prowadzonych przez trenera Wojciecha Gumolę. Co do nadziei… Każdy trener wiąże takowe chyba z większością zawodników, a szczególnie w kontekście młodych piłkarzy.
Ty zapewne też miałeś swoje cele i marzenia?
- Każdy je ma! Z czasem rzeczywistość je weryfikuje i na ogół jest inaczej, niż w wyobrażeniach.
To zależy co i kto rozumie pod pojęciem „weryfikacja”…
- Mam już swoje doświadczenia i obserwacje, stąd wiem, jak w polskim sporcie to wygląda – nie wszystko i nie zawsze zależy od samego zawodnika. Nie ma żadnego pewnika, żadnej gwarancji, że się uda, że się poszczęści. Uważam, że wiele zależy właśnie od szczęścia oraz jakichś układów i znajomości, żeby trafić na wyższy szczebel. Tu przykładem może być moja krótka historia z przełomu ubiegłorocznej jesieni i zimy. Otrzymałem zaproszenie na testy do Zagłębia Sosnowiec, które na krótko przed ich odbyciem zostały odwołane przez I ligowca. Do teraz nie wiem z jakich przyczyn i powodów. To dało mi sporo do myślenia. Nic tutaj nie zależało ode mnie, a gdyby tak było, dałbym z siebie sto procent zaangażowania. Powtórzę, niezależnie ode mnie stało się inaczej… Tak to odbieram.
Wspomnijmy o jeszcze jednej historii sprzed lat, kiedy mogłeś trafić do klubowej ekipy Futsal Ekstraklasy…
- Od zawsze bardziej odpowiadała mi „duża” piłka, gra na trawie. Futsal z kolei był fajną odskocznią w miesiącach zimowych. Przyjemnością było grać w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski, ale z jeszcze większą radością grywałem na trawiastym boisku.
W półprywatnej rozmowie powiedziałeś mi – „Messim już nie będę”. Czy zatem w kontekście decyzji o rezygnacji z gry w trzecioligowym zespole na rzecz drużyny rezerw, mamy oczekiwać, iż zostaniesz „rekinem biznesu”?
- (śmiech) Trudno powiedzieć. Jak powiedziałem, moim celem od bardzo dawna była piłka nożna, ale moje cele, priorytety i zamierzenia uległy zmianie. Interesuje mnie wiele innych rzeczy, które nie są związane z futbolem. A to akurat jest nie do pogodzenia z trenowaniem i graniem na poziomie trzeciej ligi.
Mam rozumieć, że „furtka” została już zamknięta, jeśli chodzi o Twoje poważne traktowanie piłki nożnej?
- Z zarządem klubu jesteśmy domówieni na tej zasadzie, że przez najbliższe miesiące będę trenował i grał z chłopakami z zespołu rezerw. Nie chciałem już teraz podejmować ostatecznych i wiążących decyzji. Chcę jeszcze utrzymywać dobrą dyspozycję fizyczną, pokazywać się na boisku, a czas na ostateczną decyzję przyjdzie za kilka miesięcy. W każdym razie rundę wiosenną zamierzam spędzić na boiskach ligi okręgowej.
A może za tych kilka miesięcy podejmiesz decyzję o zmianie barw klubowych i transferze w inne miejsce?
- (śmiech) Co będzie za kilka miesięcy? Naprawdę trudno mi powiedzieć! Sam trzy, cztery miesiące wstecz nie zakładem, że zakończę już teraz grę w trzeciej lidze. Równie trudno mi przewidzieć, co się wydarzy za kilka następnych miesięcy.
Wnoszę z tego, że to raczej impuls zadziałał, niż dogłębna analiza przy podjęciu decyzji o rozstaniu z trzecioligową kadrą?
- Nie. Nie była to kwestia chwili, w której zmieniła mi się optyka, zmieniły się moje cele. Bardzo dobrze to przemyślałem, analizowałem wszystko w kontekście przyszłości. Nie podejmowałem tej decyzji w jednej sekundzie. Gdy przez tyle lat grało się w piłkę, z nią wiązało się jakieś nadzieje, to jest to ważna i kluczowa decyzja, którą musiałem poważnie przemyśleć. Powiem tak – jej podjęcie nie było dla mnie łatwe. Ale też muszę zaznaczyć, że moja praca zawodowa sprawia mi wiele przyjemności, bardzo mi się podoba. Widzę w niej wiele nowych możliwości i perspektyw. Tu więcej zależy ode mnie, niż w sporcie.
Jeśli pozwolisz na koniec naszej rozmowy zapytam o Twoje studia…
- W czerwcu mam wyznaczony termin obrony pracy inżynierskiej. Jeszcze w bieżącym tygodniu przystąpię do ostatniego kolokwium. Przez ostatnie dni jest prawdziwa „burza mózgów”, więc powinienem zdać. A później zakończyć ten etap z tytułem inżyniera na kierunku - automatyka i robotyka.
Dziękuję.
- Dziękuję.
TP/foto: PM