Rekord Bielsko-Biała – Ślęza Wrocław 1:1 (1:0) koniec meczu
1:0 Guzdek (39. min.)
1:1 Traczyk (89. min., głową)
Rekord: Szumera – Caputa, Madzia, Kareta, Żołna, Sz. Wróblewski (75. Sobik), Wyroba, Kowalczyk, Iwanek (78. Kamionka), Szymański, Guzdek (87. Czaicki)
Ślęza: Al-Ani – Stempin, Tomaszewski, Samiec, Kotyla (64. Stańczak), Kluzek (64. Traczyk), Diduszko (46. Dyr), Olejniczak, Szydziak (46. Bohdanowicz), Wawrzyniak (82. Gil), Stępień
Napisać, że ekipa ze stolicy Dolnego Śląska jest dla bielszczan niewygodnym rywalem, to… nic nie napisać. Z ośmiu dotychczasowych spotkań Rekordu ze Ślęzą drużyna z Cygańskiego Lasu nie wygrała żadnego! Tego, że odrabiając zaległość z 14. kolejki biało-zieloni nie zgarnęli pełnej puli, sami sobie są winni. W tym dniu „rekordziści” przez niemal 90. minut trzymali wszystkie atuty w swoich rękach, by wypuścić je na finiszu.
Zaczęło się od zdeterminowanych i agresywnych ataków wrocławian, którzy natarli na bielską defensywę ze sporym impetem. Jednakże po solowej akcji Bartosza Guzdka z 7. minuty, zakończonej strzałem w krótki róg bramki, goście zmuszeni zostali do bardziej uważnej gry w obronie. Obraz spotkania wyrównał się, by pod koniec pierwszej połowy przybrać oblicze znacznie korzystniejsze dla gospodarzy. Zanim jednak o przewadze „rekordzistów” z końcowych minut pierwszej części wspomnieć trzeba o dwóch okazjach bramkowych, po jednej dla każdego z zespołów. W 22. minucie, po kornerze Rekordu, w zamieszaniu pod bramką Ślęzy, Konrad Kareta z niewielkiej odległości uderzył wprost w bramkarza. To była pierwsza, na nieszczęście dla bielszczan nie ostatnia, z bohaterskich interwencji Kaisa Al-Ani. Pięć minut później w zbliżonych okolicznościach w słupek bramki Jakuba Szumery główkował Adam Samiec. Pierwszy gol spotkania padł w dość niespodziewanych okolicznościach. Wrocławianie przez dobrych kilkanaście sekund nie potrafili przebić się przez linię 30. metra od swojej bramki. Z kolei „rekordziści” w żaden sposób nie umieli zapanować nad chaosem w swoich szeregach. Futbolówka odbijała się między liniami obu drużyn, niczym we flipperze. Gdy wreszcie spadła pod nogi Szymona Szymańskiego, ten wiedział jaki z niej zrobić użytek. Niesygnalizowane zagranie w pole karne, „w uliczkę” do B. Guzdka, a młody napastnik gospodarzy celnie przymierzył w długi róg bramki, co zostało uchwycone obiektywem i uwiecznione na powyższym zdjęciu. W 45. minucie nasz zespół miał jeszcze lepszą okazję do podwyższenia prowadzenia. Po faulu Mateusza Stempina na Danielu Iwanku arbiter wskazał na 11. metr. Niestety niefortunnym strzelcem okazał się Seweryn Caputa, natomiast golkiper Ślęzy zaliczył kolejną obronę klasy de luxe.
Przez zdecydowanie większą część drugiej odsłony wydawało się tylko kwestią czasu i sposobu, w jaki „rekordziści” obejmą dwubramkowe prowadzenie. Owszem, może więcej inicjatywy w grze ofensywnej przejawiali przyjezdni, co jednak całkowicie rozmijało się z jakością. Najkrócej – zagrożenie pod bielską bramką stwarzali niewielkie. Tymczasem w 57. minucie po świetnym zagraniu Sz. Szymańskiego sytuację sam na sam z bramkarzem zaprzepaścił D. Iwanek. Niespełna 20. minut później w doskonałą okazję w polu karnym rywali zmarnował Mateusz Madzia. A już tego, w jaki sposób Marek Sobik przeniósł piłkę nad poprzeczką będąc w polu bramkowym, racjonalnie wytłumaczyć się nie da! Na boiskowym zegarze widniała wówczas 82. minuta meczu.
I jak to było w starym, piłkarskim porzekadle… Na minutę przed końcem podstawowego czasu gry w drugiej połowie wrocławianie ruszyli swoją prawą flanką, celne dogranie z bocznej strefy idealnie zamknął nadbiegający z głębi pola karnego Kornel Traczyk. Jak to mówią piłkarze: „akcja-wzór”, rzecz jednak w tym, że po dośrodkowaniu miał miejsce ofensywny faul gracza Ślęzy, popchnięcie jednego z „rekordzistów”, co całkowicie umknęło uwadze sędziego. Jak łatwo się domyślić wywołało to falę oburzenia i protestów gospodarzy z jednej strony, z drugiej – arbitra – skutkowało licznymi kartkowymi upomnieniami, co będzie mieć swoje odbicie w składzie, w najbliższym spotkaniu ligowym. Całości frustracji biało-zielonych po golu utraconym w takich okolicznościach była czerwona kartka dla S. Caputy. Bielszczanie za wszelką cenę chcieli to spotkanie wygrać, postawili więc wszystko na jedną kartkę. W konsekwencji pełnego otwarcia swoich szyków „rekordzista” popełnił przewinienie taktyczne, łapiąc wpół rywala zmierzającego w kierunku bielskiej bramki.
Żal i szkoda, nigdy wcześniej drużyna Ślęzy nie była tak blisko porażki w Cygańskim Lesie…
TP/foto: Marek Łękawa