Tradycji stało się zadość, gdy spojrzeć na historię meczów Rekordu z Pniówkiem. Rezultat bezbramkowy jest niezwykłą rzadkością, więc goli kibice doczekali. Żywej, obustronnie twardej gry nigdy nie brakowało, nie inaczej było w sobotniej konfrontacji przy Startowej. 15-20 minut dominacji Pniówka na otwarcie drugiej części, takie fragmenty również miały miejsce w przeszłości i to z udziałem piłkarzy obu zespołów. To co różniło ten mecz, od wcześniejszych, to niebywały skok adrenaliny w samej końcówce meczu. Gdy w 89. minucie do wyrównania mocnym, precyzyjnym trafieniem doprowadził Tomasz Musiał, wydawało się, że wynik został zamknięty. Tymczasem pięć minut później, już w doliczonym czasie drugiej połowy, doszło w „szesnastce” do kontaktu obrońcy Pniówka z napastnikiem Rekordu. Arbiter wskazał na jedenasty metr. Defensor gości, a zanim cała ekipa przyjezdnych zarzekała się, że nie było żadnego „styku” między obu zawodnikami. Gospodarze, z potrąconym Dawidem Kasprzykiem włącznie, uporczywie twierdzili, iż trafienie w stopę „rekordzisty” bezsprzecznie miało miejsce. Wszelkie wątpliwości, niejasności, kontrowersje wokół tej sytuacji mógłby wyjaśnić (choć czy na pewno?) VAR. Ale jak wiadomo tej technologii w meczach trzecioligowych nie stosuje się. Ostateczną okazała się decyzja rozjemcy, tak jak nieodwołalnie ostatnie, celne uderzenie w meczu należało do Tomasza Nowaka.
Wracając do stricte boiskowych, pozbawionych emocji wydarzeń, trzeba podkreślić doskonałą postawę obu bloków obronnych oraz bramkarzy. Panowie – to był kawał solidnie wykonanej roboty!
TP/foto: slzpn.pl
Zapis relacji "na żywo":
{component index.php?option=com_nazywo&id=74}