Rekord Bielsko-Biała – Lechia Zielona Góra 2:1 (2:1)
1:0 Ciućka (17.min.)
1:1 Konieczny (22.min.)
2:1 Ciućka (35.min.)
Rekord: Szumera – Żołna, Madzia, Kareta, Caputa, Sz. Mucha, Twarkowski, Kowalczyk, Nowak, Sobik (46. Czaicki), Ciućka
Typowy mecz końca sezonu, gdy oba zespoły mają od dawna pewna i ustabilizowaną pozycję w tabeli, a sił na w końcowych fragmentach rozgrywek coraz mniej. Choć akurat na tempo gry, przynajmniej w drugiej części spotkania, nie można było narzekać. Gorzej było z płynnością, dokładnością, a i taktycznymi kanonami po obu stronach. Tu jednak w pewnym stopniu oba zespoły tłumaczą liczne, mniej lub bardziej wymuszone, roszady w wyjściowych składach.
Pierwszy gol dla gospodarzy był ewidentnym „podarunkiem” ze strony zielonogórzan. Jakub Babij, a zwłaszcza Wojciech Fabisiak jak „ognia” powinni unikać małych gierek i prób dryblingów w okolicy własnego pola bramkowego. Sytuacja z 18. minuty i gol Jana Ciućki (na zdjęciu)niech będą nauczką na przyszłość. To co „darmo” stracili, sumiennie odrobili przyjezdni cztery minuty później. Żaden z defensorów Rekordu nie zaatakował w porę Ilana Rapoporta, który idealnym dograniem obsłużył Bartosza Koniecznego. Po strzale w długi róg bramki było już 1:1. Na kolejne ożywienie w grze trzeba było poczekać następnych kilkanaście minut. Szczepan Mucha z Kamilem Żołną z łatwością wymienili się podaniami na prawej flance, co samo w sobie nie było jeszcze zbyt groźne dla Lechii. Któż mógł jednak przewidzieć, że W. Fabisiak nie poradzi sobie z dośrodkowaniem K. Żołny? Po niefortunnej interwencji bramkarza piłka spadła tuż pod nogi wbiegającego w pole bramkowe J. Ciućki. „Wyrok” mógł być tylko jeden…
Choć w drugiej części nie padł już żaden gol, to jednak była ona ciut ciekawsza, żywsza w tempie gry. Zapewne wynikało to w znacznej mierze z rozluźnienia szyków obronnych, co jednakże nie przełożyło się na korektę rezultatu. Przestrzeni do konstruowania ofensywnych akcji nie brakowało, skuteczności – przeciwnie. W 68. minucie Szymon Wróblewski i 76. J. Ciućka nie wykorzystali sytuacji sam na sam z bramkarzem, który w jakimś stopni zrehabilitował się za błędy w pierwszej połowy. Zielonogórzanie, choć bez klarownej, stuprocentowej okazji, mieli jednak multum szans po licznie wykonywanych stałych fragmentach. Z wielu rzutów rożnych nie wynikło nic, poza kilku podbramkowymi spięciami.
Bielszczanie nadal trzymają się niepisanego schematu, w którym ligowe porażki przeplatają zwycięstwami. Z kolei piłkarzy Lechii dotknął ewidentny regres w meczach o punkty, od ośmiu spotkań z rzędu nie zanotowali ich kompletu.
TP/foto: PM