(17:16) Piast Żmigród – Rekord Bielsko-Biała 0:1 (0:0) koniec meczu
0:1 Wróbel (82. min.)
Rekord: Szumera – Madzia, Pańkowski, Kareta, Żołna, Twarkowski (70. Kowalczyk), Nowak, Caputa, Wróblewski (90. Czaicki), Kasprzyk (60. Wróbel), Sobik (60. Mucha)
Ligowe podróże w trakcie wakacji, bywa że wzbudzają nerwowość, ucząc jednocześnie cierpliwości. Obu tych uczuć zaznali „rekordziści” w drodze na Dolny Śląsk, tego samego doświadczyli na boisku w Żmigrodzie. Zaczęło się od opóźnionego problemami komunikacyjnymi przyjazdu biało-zielonych. Stąd podziękowania dla gospodarzy za zgodę na przesunięcie startu spotkania o kwadrans, co podkreślamy z wdzięcznością, bowiem taka uprzejmość ponoć przestała być dobrą praktyką w lidze…
Pośpieszna rozgrzewka musiała wpłynąć na poczynania „rekordzistów”, przynajmniej w początkowej fazie meczu. Może i było nerwowo na wstępie, ale z obu stron. Najważniejsze dla kibiców, iż obie drużyny wyraźnie chciały grać od początku o pełną pulę. Ambicji, zaciętości i zaangażowania nie brakowało, nikt nie odstawiał nogi. Brakowało jedynie klarownych, podbramkowych sytuacji. Gospodarze zagrażali bramce Jakuba Szumery (kolejne udane zawody!) soczystymi uderzeniami z dystansu, bielszczanie z kolei próbowali swoich szans w w bardziej wyrafinowanych formach ataku. W każdym razie oba sposoby na objęcie prowadzenia długo okazywały się nieskuteczne.
Kluczową okazała się, nie po raz pierwszy w historii spotkań Piasta z Rekordem, końcówka meczu. Po aucie dla zespołu gości w posiadanie piłki wszedł Bartosz Kowalczyk, który wdarł się z impetem w pole karne gospodarzy. Celne dośrodkowanie wzdłuż linii bramkowej, choć nie bez kłopotów, dotarło do Marcina Wróbla (na zdjęciu), który z niewielkiej odległości umieścił piłkę w bramce. Gol dla „rekordzistów” był swego rodzaju nagrodą za cierpliwość, podobnie jak dla strzelca – za upór i konsekwencję w walce o powrót na boisko po długotrwałej kontuzji.
Co naturalne, żmigrodzianie ruszyli natychmiast do odrabiania strat. Stres i nerwy towarzyszyły piłkarzom obu zespołów już do końca spotkania przedłużonego o sześć minut. Parokrotnie doszło do spięć w okolicach pola karnego bielszczan. Ale i nasi piłkarze mogli pokusić się o drugie trafienie. W 89. minucie Szymon Wróblewski nie zdołał zmusić do kapitulacji golkipera Piasta – Mateusza Filipowiaka.
Czas na regenerację będzie niedługi. Już w najbliższą środę (godz. 16:30) biało-zieloni po raz pierwszy w sezonie zaprezentują się bielskiej publiczności, podejmując zielonogórską Lechię.
TP/foto: DB