Pewna wygrana i odniesiona w dobrym stylu.
Niemal od pierwszego gwizdka arbitra bielszczanie mieli plan na spotkanie z goczałkowiczanami. Nie był szczególnie skomplikowany, a kluczem była jego realizacja. I w tej materii trudno biało-zielonym cokolwiek zarzucić, w grze obronnej byli agresywni, w ataku – kreatywni. Już w 7. minucie bliski zaskoczenia Patryka Szczuki w bramce LKS-u był Dawid Kasprzyk. Siedem minut później, po wrzutce Daniela Ferugi, nad bramką LKS-u główkował Szczepan Mucha. Narastająca przewaga gości musiała doczekać udokumentowania golem, zanim jednak to nastąpiło, gospodarze musieli dokonać istotnych korekt w składzie. Jeszcze przed upływem pół godziny gry boisko z kontuzjami opuścili – Dominik Zięba i Oliver Nowak.
Najważniejszy moment pierwszej połowy miał miejsce w 40. minucie. Po strzale zza linii pola karnego Sz. Muchy piłki nie opanował bramkarz LKS-u, a z celną dobitką D. Kasprzyk. Strzelec gola śmiało mógł pokusić się o podwyższenie prowadzenia jeszcze przed końcem gry w pierwszej odsłonie. Napastnik Rekordu wyraźnie jednak nadużył dryblingu w „szesnastce” gospodarzy, a szkoda, gdyż pozycja strzelecka była całkiem dogodna.
Ze wszystkich atutów zademonstrowanych przez rekordzistów w tym spotkaniu największe pochwały należą się graczom Dariusza Mrózka za konsekwencję. Po zmianie stron absolutnie nic nie zmieniło się w boiskowej postawie zespołu gości. Tuż po starcie dobrą okazję D. Kasprzykowi wypracował Sz. Mucha, ale utracie gola zdołał zapobiec Adam Danch. W 54. minucie, po raz pierwszy i nie ostatni w meczu, strzałem z rzutu wolnego postraszył golkipera LKS-u D. Feruga. Niedługo później bielszczanie zadali drugi cios. Z głębokiej defensywy, spod presji rywali, piłkę wyprowadził Tomasz Nowak, a uruchomiony na lewym skrzydle Kacper Kasprzak okazał się nieuchwytny dla obrońców. Samo trafienie D. Kasprzyka okazało się być łatwą formalnością.
Zdobytej przewagi rekordziści umiejętnie pilnowali już do końca meczu. Tylko Łukasz Hanzel uderzeniem z rzutu wolnego, z 72. minuty, mógł zagrozić Vołodymyrowi Kotelbie. Za to szanse na trzecie trafienie dla gości zaprzepaścili Sz. Mucha i Bartosz Kowalczyk, który niebawem opuścił plac gry z urazem stawu skokowego. Z roli zmiennika wyśmienicie wywiązał się Seweryn Caputa, który „prezent” w postaci podania od P. Szczuki zamienił na bramkowego loba.
Warto zauważyć, że w czwartej konfrontacji obu drużyn na III-ligowym poziomie bielszczanie odnieśli... czwarte zwycięstwo.
TP / foto: MŁ
LKS Goczałkowice-Zdrój – Rekord Bielsko-Biała 0:3 (0:1)
0:1 Kasprzyk (40. min.)
0:2 Kasprzyk (58. min.)
0:3 Caputa (90+3. min.)
Rekord: Kotelba – Kareta, Pańkowski, Krysik, Nocoń, Twarkowski, Nowak, Kasprzak, Feruga, Kasprzyk (65. Wróbel), Mucha (70. Kowalczyk, 90. Caputa)