Dowieźli to!!!
Rezultaty ostatnich meczów ligowych, różnica lokat w tabeli, miejsce rozgrywania derbów plus odświętna, jubileuszowa otoczka u gospodarzy meczu, klarownie wskazywały faworyta derbów. Tymczasem…
Zacznijmy jednak od generaliów. Z trzech dotychczasowych spotkań drugoligowców z Bielska-Białej to niedzielne w największym stopniu dostarczyło derbowego pierwiastka. Była walka na długości i szerokości boiska, były zwroty akcji i sytuacji, dobra - z obu stron - atmosfera na trybunach, a na murawie nikt nie odstawiał nogi. Gierek nieujętych w piłkarskim savoir vivre również nie brakowało. W pierwszej z potyczek, z października ubr., „nie dojechali” gospodarze, którym przez długi czas przyszło grać w liczebnym osłabieniu, co wykorzystali „rekordziści”. W wiosennym rewanżu to jednak biało-zieloni mieli „spętane nogi”, co skutkowało porażką. W trzeciej z bielskich konfrontacji było najwięcej… „piłki w piłce”, choć taką tezę zapewne podważy strona zawiedziona rezultatem.
„Rekordziści” nadspodziewanie szybko otworzyli wynik. Błąd Krzysztofa Kolanki w narożniku pola karnego bezlitośnie wykorzystał Wojciech Łaski. Sam odbiór piłki może nie był kłopotliwy, ale już uderzenie w przy dalszym słupku - palce lizać. Sześć minut później blisko do bramki Rekordu miał ustawiony w „szesnastce” Dalibor Takač, jednak piłka po strzale pomocnika poszybowała z dala od świątyni zespołu gości. Jak wykorzystać złe ustawienie rywali w polu karnym, nieco później zademonstrował Maciej Górski, który z zimną krwią doprowadził do wyrównania. Czy przy tej akcji rozjemcy nie powinni dopatrzyć się pozycji spalonej? Tu musiałby interweniować sędziowski zespół VAR, natomiast bezsporny był błąd gości przy wyprowadzeniu futbolówki ze strefy obronnej.
Już do końca pierwszej części spotkanie „falowało”. Miało lepsze fragmenty gry Podbeskidzie, ale i „rekordziści” potrafili osiągnąć sporą przewagę na boisku oraz wpływ na obraz spotkania. Co najistotniejsze, podopieczni Dariusza Ruckiego zdołali ponownie wyjść na prowadzenie. Po wyśmienitym dośrodkowaniu Dariusza Pawłowskiego piłkę głową ulokował w bramce rywali Daniel Świderski, któremu Jan Majsterek najzwyczajniej zostawił zbyt wiele wolnej przestrzeni. Na korektę wyniku mogli wpłynąć m.in. M. Górski (27. min.) i K. Kolanko (45. min.), po drugiej stronie Marcin Biernat wybił piłkę sprzed linii bramkowej, po główce Tomasza Boczka z 40. minuty.
Ciekawe do przerwy spotkanie po kwadransie przerwy dostarczyło jeszcze większych emocji i jeszcze lepszego poziomu. Wprawdzie „futbolowi puryści” będą mieć zastrzeżenia do nieco rozwlekłej końcówki spotkania, ale czyż nie jest to element piłki nożnej?
Sześć minut po wznowieniu gry Jan Ciućka wypracował D. Świderskiemu świetną sytuację, tyle że napastnik Rekordu zwyczajnie zgubił piłkę. Nie stracił za to „orientacji w terenie” W. Łaski, który powtórnie skorzystał na błędzie w przyjęciu piłki bocznego obrońcy Podbeskidzia. Skrzydłowy gości wyprzedził K. Kolankę, do dograł do J. Ciućki, który strzałem z powietrza zmusił do kapitulacji Krystiana Wieczorka. Gol był zwieńczeniem bardzo dobrego okresu gry biało-zielonych, a ten miał jeszcze kilkunastominutową kontynuację. W tym fragmencie zdezorientowani gospodarze częściej biegali za piłką, niż z futbolówką u nogi. I tylko żal, że „rekordziści” nie potrafili tej przewagi należycie zdyskontować. Ot, na przykład w 61. minucie, gdy rozgrywający świetną partię Michał Śliwka minimalnie niedokładnie dogrywał do wbiegającego w pole karne Jakuba Rysia.
Receptą na przewagę ekipy z Cygańskiego Lasu miały być zadysponowane przez trenera Krzysztofa Brede zmiany. I „pierwsze tempo” roszady zadziałały, przyniosły skutek. Obsłużony bardzo dobrym podaniem z głębi pola Maksymilian Sitek wygrał pojedynek i wykorzystał okazję „oko w oko” z bramkarzem „rekordzistów”. Gol kontaktowy jeszcze bardziej podgrzał i tak już całkiem wysoką temperaturę derbów.
Co istotne, mimo iż piłkarze Podbeskidzia „poczuli krew”, ekipa ze Startowej nie spanikowała. Biało-zieloni starali się bronić rozumnie, rozważnie i nie poddawać się emocjom. Co więcej, po kilku szybkich atakach było blisko „zamknięcia wyniku”. W 70. minucie obrońcy gospodarzy zdołali zablokować strzał W. Łaskiego, a trzy minuty później powstrzymać kilkudziesięciometrową szarżę J. Ciućki. W 84. minucie, po uderzeniu zza linii pola karnego Kacpra Kasprzaka, piłkę zmierzającą w okolice spojenia słupka z poprzeczką sparował K. Wieczorek.
Jakby komuś z obecnych na Stadionie Miejskim emocji było mało, sam finisz dostarczył ich kolejną dawkę. Zaliczający bardzo przyzwoite zawody w bramce Rekordu Wiktor Żołneczko zaliczył dwie, kluczowe interwencje. Skuteczna interwencja nogą po główce z niewielkiej odległości Marcina Urynowicza - klasa premium. Ktoś powie, obrona strzału głową Lucjana Klisiewicza - łatwizna. Ba, trzeba było być ustawionym we właściwym miejscu, w konkretnym momencie. 16-latek to miał! Ale i vis-a-vis miał swoją chwilę chwały, broniąc strzał z niewielkiej odległości Filipa Sapińskiego.
Ryszard Riedel z zespołem Dżem śpiewał przed wielu laty: - w życiu piękne są tylko chwile… Zatem, chwilo trwaj!
PS. Daniel Ściślak – top-występ, nie tylko za mądrze wybiegane kilometry. Jan Sobociński – błyskawicznie zrzucona „rdza”, po kilkumiesięcznym rozbracie z poważnym futbolem. „Departament obrony” – nie bezbłędny, ale dający nadzieję na podwyższony poziom szczelności w tej formacji.
TP/foto: MŁ
Podbeskidzie Bielsko-Biała – Rekord Bielsko-Biała 2:3 (1:2)
0:1 Łaski (3. min.)
1:1 Górski (12. min.)
1:2 Świderski (27. min.)
1:3 Ciućka (54. min.)
2:3 Sitek (69. min.)
Rekord: Żołneczko – Pawłowski, Boczek, Sobociński, Poznański, Ściślak, Ryś (74. Wyroba), Ciućka (90+1. Wrona), Śliwka (90+1. Sapiński) Łaski (74. Kasprzak), Świderski

najbliższy mecz
ul. Startowa 13, 43-300 Bielsko-Biała