Podsumowanie włoskiej przygody mistrzyń Polski.
„Rekordzistki” niemal zakończyły pełen sukcesów rok 2024. Ten ostatni, największy w historii polskiego futsalu sukces – drugie miejsce w Futsal Women’s European Champions (nieoficjalnej Lidze Mistrzyń), zapisze się złotymi zgłoskami nie tylko w przyszłych książkach historycznych, ale również w pamięci „srebrnej drużyny”, której oddajemy, choć nie w całości, głos.
Samuel Jania (trener) - Jeśli chodzi o sam turniej, to jechaliśmy na niego z nastawieniem na naukę i zdobycie doświadczenia. Żeby pokazać się z jak najlepszej strony wśród drużyn europejskich. Jest to osiągnięcie, które na pewno przejdzie do historii i śmiało można powiedzieć, że żadna Polska drużyna w najbliższych dziesięciu latach tego sukcesu nie powtórzy, choć oczywiście życzę, aby inni mogli przeżyć taką przygodę. Zagraliśmy fajny, pierwszy mecz, z mistrzyniami Węgier – zrealizowaliśmy prawie w stu procentach założenia, nie straciliśmy bramki, co później pozwoliło nam zająć pierwsze miejsce w grupie. To spotkanie prowadził trener Kuba (Jakub Piecha – przyp. red.), który też wywiązał się ze swojej funkcji świetnie, wraz z resztą sztabu. Jeśli chodzi o drugie spotkanie, to nasze rywalki dysponowały zdecydowanie przewagą fizyczną i mimo, że nie byliśmy najlepiej grającą futsalowo drużyną na tym turnieju, to byliśmy najbardziej zdeterminowani i zdyscyplinowani, co było kluczowe w osiągnięciu naszego celu. Drużyna Bitonto była jednak całkowicie poza zasięgiem – w pełni profesjonalna drużyna, z wieloma reprezentantkami Włoch i Brazylii. Co fajne z punktu widzenia trenera – dziewczyny dzięki takim meczom wierzą coraz bardziej w to, co robimy. Wiedzą, że nasza motywacja i słowa, żeby spełniać założenia są kluczowe, bo one wraz z dyscypliną decydują o tym, gdzie jesteśmy. Mimo wysoko przegranego finału potrafiliśmy fragmentami trzymać poziom i grać, jak równy z równym. Poziom mistrzyń Włoch jest tym, do którego my też chcemy dążyć. Co do kwestii organizacyjnych, to nasza drużyna, oprócz mistrzyń Niemiec liczyła najmniej osób w sztabie, ale dopełniliśmy wszystkich formalności, nie zdarzyła nam się żadna wpadka organizacyjna. Ogromne brawa dla zawodniczek, ponieważ nie dysponowaliśmy całą kadrą, mieliśmy swoje problemy podczas trwania turnieju, a mimo tego dziewczyny spisały się fantastycznie. Co jedyne mnie martwi, jako osobę związaną z kobiecym futsalem, wiedząc, że zagramy w finale, zadałem sobie pytanie – czy podobny odbiór medialno-marketingowy byłby w momencie, kiedy grałaby w nim drużyna męska. Myślę, że odpowiedź sama ciśnie się na usta. Tego sobie i wszystkim sympatykom życzę – aby ten sport miał swoje miejsce w mediach takie, jakie dziewczyny wykazują zaangażowanie. Na pewno ten szacunek się im należy i ja o ten szacunek będę walczył. Ten turniej pokazał mi, że nawet jeśli osiągnęło się na „krajowym podwórku” wszystko, to wciąż w Europie można zrobić kilka dodatkowych kroków i dążyć do tego, żeby ta Liga Mistrzyń stała się oficjalnym turniejem.
Korzystając z okazji chciałbym podziękować całemu sztabowi – są to fantastyczni ludzie, bez których zaangażowania nie mogłoby się to wszystko udać. Praca, którą wykonali na tym turnieju jest nieoceniona – trener Kuba, Tola, Wiktoria to są ludzie na których można liczyć i dzięki temu ja też mam spokojną głowę i mogę wszystko na chłodno oceniać i podejmować decyzje, które są jak najlepsze. Dziękuję też prezesowi za to, że dał nam możliwość udziału w tym turnieju. Za sfinansowanie tego przedsięwzięcia, bo też nie było to na pewno proste. Spełniliśmy swoje marzenia ale będziemy dalej dążyć do osiągnięcia celów, których jeszcze nie udało nam się sfinalizować.
Anna Chóras – Sam turniej był dla nas zupełnie nowym doświadczeniem. Arena międzynarodowa zrobiła na nas ogromne wrażenie, co można było poczuć szczególnie podczas meczu finałowego. Blisko trzy tysiące kibiców na trybunach mówi samo za siebie! Poleciałyśmy tam z jasnym celem – zająć jak najwyższe miejsce i zaprezentować się z jak najlepszej strony. Miałyśmy świadomość, jakie drużyny będą naszymi rywalkami, ale jednocześnie wiedziałyśmy, na co nas stać. Mimo licznych problemów zdrowotnych, żadna z nas nawet przez chwilę nie zwątpiła w siebie, ani w zespół. Po pierwszym meczu czułyśmy spory niedosyt, bo miałyśmy szansę wygrać, jednak – jak to mówią – jeśli nie można zwyciężyć, to trzeba przynajmniej zremisować. Kolejny dzień był dniem wolnym, więc wykorzystałyśmy go na zwiedzanie centrum Bari, regenerację, analizę meczu z TFSE, a przede wszystkim na solidne przygotowanie do kolejnego wyzwania – starcia z drużyną Munster w walce o pierwsze miejsce w grupie. Do meczu podchodziłyśmy z pełną świadomością, że musimy strzelić co najmniej cztery gole, aby zagrać w wielkim finale Ligi Mistrzyń. Szybko zdobyta, pierwsza bramka dodała nam jeszcze więcej wiary, że to naprawdę może się udać. Końcówka meczu należała do nas, a wynik 4:2 dał nam upragniony awans. Po końcowym gwizdku usłyszałyśmy słowa: gramy w finale! To było niesamowite uczucie... Finał, niestety, nie potoczył się po naszej myśli. Bitonto to zespół o ogromnym potencjale, pełen świetnych indywidualności. Był to dla nas bolesny, ale jednocześnie wartościowy sprawdzian, który pozwolił zobaczyć, w jakim miejscu obecnie się znajdujemy. Myślę, że każdej z nas ten mecz dał pozytywnego „kopa” do dalszej pracy. Podsumowując – turniej możemy uznać za bardzo udany. Choć przegrałyśmy jedyny mecz, finałowe starcie z drużyną z Włoch, każda z nas może być z siebie dumna, bo dałyśmy z siebie wszystko. Pokazałyśmy, że jesteśmy drużyną herosek, która nigdy się nie poddaje, i z pewnością zaskoczyłyśmy wiele osób, które w nas nie wierzyły!
Chciałabym bardzo podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do naszego sukcesu – panu prezesowi za możliwość uczestnictwa w tak wielkim wydarzeniu, sztabowi za perfekcyjne przygotowanie, kibicom za wsparcie i wiarę do samego końca, a przede wszystkim wam, dziewczyny – bo bez was nie byłoby mnie tutaj! Dziękuję za spełnienie mojego marzenia i w imieniu nas wszystkich obiecuję, że to nie koniec naszych sukcesów dla naszego Klubu. Vamos Rekord!
Oksana Shevchuk (najmłodsza zawodniczka) – Chciałabym zacząć od tego, że dziękuję dziewczynom i całemu sztabowi za ten wspaniały tydzień. Zbudowałyśmy świetną atmosferę i udowodniłyśmy, że możemy grać na bardzo wysokim, europejskim poziomie. Grać jak drużyna, która wymaga od siebie jak najwięcej. Oprócz srebrnego medalu, który jest wielkim sukcesem, na pewno zabrałyśmy ze sobą duże doświadczenie, które będziemy mogły wykorzystać, by dalej rozwijać się i grać jak najlepiej, bo taka szansa może się już nie powtórzyć. Grać na takim poziomie, jako najmłodsza zawodniczka turnieju, na pewno było dla mnie wyzwaniem. Lekki stres zawsze był ze mną, ale uważam że dałam z siebie sto procent i bardzo się cieszę, że mogłam tam być i mierzyć się z gwiazdami kobiecego futsalu.
Natalia Majewska (bramkarka i reprezentantka Polski) – Turniej był niezapominanym przeżyciem. Możliwość rywalizowania w tak prestiżowym turnieju, z tak jakościowymi drużynami jest na pewno ogromnym powodem do dumy. Jako drużyna konsekwentnie realizowałyśmy postawione wcześniej założenia, dzięki czemu udało nam się osiągnąć drugie miejsce, które bez wątpienia jest sporym sukcesem. Imponująca była również liczba kibiców na meczu finałowym. Ogólnie czułam, że biorę udział w futsalowym święcie. Sam wyjazd da nam jako drużynie niesamowite doświadczenie, które w przyszłości na pewno będzie mocno procentować.
Dla „rekordzistek” cały wyjazd był niesamowitym poligonem doświadczalnym, zarówno na płaszczyźnie boiskowej, jak i pozaboiskowej. Jednak z kwestii, których Bitonto mogłoby nauczyć nie tylko inne drużyny, ale całe nacje, to szeroko pojętego podejścia do kobiecego futsalu. Opóźnienie meczu finałowego, aby wszyscy kibice mogli dotrzeć do hali na czas. Prowadzony non-stop, głośny doping prawie trzech tysięcy ludzi podczas meczu finałowego, zakończenie turnieju na placu głównym wśród tłumu mieszkańców, przy udziale prezydenta miasta, takiej oprawy można tylko pozazdrościć To były rzeczy, które tylko dopełniły obrazu futsalowego święta, jakim niewątpliwie był włoski turniej.
WB