Siódmy w historii Superpuchar dla Rekordu Bielsko-Biała!
I od razu dodajmy, zdobyty po raz trzeci pod rząd, co zdarzyło się już po raz wtóry. Co więcej, trzeci zwycięski dla bielszczan, gdy naprzeciw stanął gliwicki Piast. I tyle statystyk oraz historycznych odniesień.
Z trzech przytaczanych bielsko-gliwickich starć, to tyskie było bez wątpienia najbardziej wyrównane i emocjonujące. Dość podkreślić, że podobnie jak przed rokiem triumfatora nie udało się wyłonić po 50-ciu minutach rywalizacji (z dogrywką). Rozstrzygnięcie zapadło w konkursie rzutów karnych.
Lepiej dla „rekordzistów” to spotkanie nie mogło się rozpocząć. Banalne – wydawało się – wprowadzenie piłki do gry, aut dla Rekordu wykonany przez Michała Kubika. Mocne wbicie futsalówki w pola bramkowe, skąd Miguel Pegacha niefortunnie zaskoczył Michała Widucha strzałem do własnej bramki. Utrata gola w takich okolicznościach na kilka minut wyraźnie zdeprymowała podopiecznych debiutującego na ławce trenerskiej Piasta Juninho. Ale kiedy już rozgorzała walka na dobre, temperatura zawodów wystrzeliła do góry. W 7. minucie, w odstępie kilkudziesięciu sekund, Rodrigo Dasaiev trafił w poprzeczkę bielskiej bramki, na co Paweł Budniak zrewanżował się obiciem słupka. Trzy minuty później, z rzutu wolnego w „aluminium”, przymierzył Breno Bertoline. Z każdą akcją tempo gry wzrastało, w ślad za tym coraz większą rolę w grze, w pojedynkach odgrywała fizyczność.
Gracze obu zespołów nie oszczędzali się. W 11. minucie doszło do groźnie wyglądającego starcia Krzysztofa Iwanka z Edgarem Varelą, po którym obaj zawodnicy długo nie podnosili się z parkietu. Dramatycznie wyglądająca z boku sytuacja najwyraźniej „nakręciła” golkipera Rekordu. Wystarczy zauważyć, że wychowanek futsalowego Rekordu trzykrotnie bronił uderzenia gliwiczan z niewielkiej odległości… twarzą. Ale i M. Widuch musiał wykazać się kunsztem, przy obronie 10-ciometrowego rzutu karnego (18. min.) Stefana Rakicia. Zaprzepaszczonej okazji o tyle było żal, że kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami z wolna przejmował Piast. Jej wymiernym efektem było płaskie, celne trafienie zza pola karnego Vinuciusa Lazzarettiego. Riposta „rekordzistów była natychmiastowa – wznowienie od środka, dogranie w boczny sektor do Matheusa, podanie w pobliże bramki, skąd gola dla mistrzów Polski zdobył w oficjalnym debiucie Eric Panes (na zdjęciu).
Po przerwie żądni odrobienia strat gliwiczanie długimi fragmentami narzucali swoje warunki gry. Zdobywcy krajowego pucharu częściej gościli pod bielską bramką, kreowali więcej bramkowych okazji, jednak fenomenalnie dysponowany K. Iwanek pozostawał niepokonany. Równie świetne zawody zaliczał vis-a-vis „rekordzisty” – M. Widuch, świetnie interweniując przy strzałach Mikołaja Zastawnika (28. i 33. min.). W tzw. międzyczasie do wyrównania doprowadził E. Varela, wykorzystując błąd, stratę S. Rakicia.
Towarzysząca meczowi wysoka temperatura – w przenośni i dosłownie – wpłynęła na obraz finiszowych minut drugiej połowy. Nerwów na wodzy nie utrzymał Bruno Graca, który za zachowanie wobec arbitra przyjrzał się z bliska kartce czerwonego koloru. Bielszczanie nie wykorzystali niespełna minutowej przewagi liczebnej i – co gorsza – po faulu i drugiej żółtej kartce M. Zastawnika, sami pozostali na boisku w trzyosobowym składzie. Zaraz na wstępie 38. minuty gracze z Cygańskiego Lasu wyczerpali limit dozwolonych pięciu przewinień. Trzeba było nie lada charakteru i odporności nerwowej, by wytrzymać, jak się okazało, kolejnych niespełna trzynaście minut bez przewinienia. To było tych kilkanaście minut próby charakteru zawodników Jesusa Chusa Lopeza, które zapamiętaliśmy z play-off sezonu 2023/24.
Pod koniec zasadniczej części meczu gliwiczanom doskwierały problemy fizyczne, niemniej V. Lazzaretti „postraszył” uderzeniem w słupek (36. min.), a K. Iwanek zanotował parę kolejnych, spektakularnych interwencji. Natomiast u biało-zielonych wyraźnie szwankowała finalizacja. Parę kontrataków można było zakończyć lepiej, bardziej precyzyjnie. W każdym razie, szanse do zdobycia gola były.
W 10-ciominutowej dogrywce żadna ze stron nie zaryzykowała odważnego otwarcia, koncentrując się na uważnym ataku pozycyjnym i pełnym skupieniu w obronie. Oczywiście, nadal świetnie spisywali się obaj bramkarze, a obrońców bardzo mocno absorbowali E. Panes z jednej i E. Varela, z drugiej strony. Był proch i dym, brakło ognia. Po jednej z nielicznych w tej fazie meczu kontr, i podaniu Michała Marka, w M.Widucha trafił futsalówką S.Rakić…, na pół minuty (!) przed końcową syreną.
Trzy serie rzutów karnych bez zaskoczeń, P. Budniak, Matheus i Dela trafiali do bramki strzeżonej już przez Jakuba Janiszewskiego, a R. Dasaiev. B. Bertoline i M. Pegacha doprowadzali do wyrównania. W kolejce czwartej piłkę w bramce ulokował Kamil Surmiak, a uderzenie E. Vareli sparował K. Iwanek. „Stempel” na zwycięstwie, na Superpucharze przystawił S. Rakić!
TP/foto: PM
Piast Gliwice – Rekord Bielsko-Biała 2:2 (1:2, 2:2); rzuty karne 3:5
0:1 Pegacha (1. min., samobójczy)
1:1 Lazzaretti (19. min.)
1:2 Panes (19. min.)
2:2 Varela (30. min.)
Rekord: Iwanek (Nawrat) – Rakić, Kubik, Zastawnik, Marek, Dela, Matheus, Budniak, Panes, Dela, Surmiak, Gustavo Henrique, Krzempek, Pawlus
najbliższy mecz
ul. Widok 12; 43-300 Bielsko-Biała